poniedziałek, 22 grudnia 2014

Diablo III - Spotkania #1



            Miarowe sapanie i chrumkanie towarzyszyło stworzeniu ryjącemu z zadowoleniem wokół drzewa. Co jakiś czas unosiło w napięciu zad, gdy orząc glebę wygrzebywało co smaczniejsze kąski. Olbrzymie kły niczym szable rozrywały korzenie i pogrzebane patyki, a mlaskanie rozlegało się raz po raz. Piękna, szorstka sierść połyskiwała czernią, a mocne racice bezlitośnie ugniatały trawę pod ciężkim zwierzęciem. Dzik zastrzygł uszami na niemal niedosłyszalny dźwięk, ale nie oderwał się od posiłku. Wręcz przeciwnie - zdwoił wysiłki i zaprzestał pochłaniania każdego znaleziska. Wedle swojej miary najsmaczniejsze korzenie i trufle rozrzucał kłami na boki, aby i jego przyjaciel mógł zaspokoić głód.
            Nie pan, nie właściciel. Przyjaciel.
            Smukły i wysoki cień wyłonił się z leśnych ostępów i stanął przy stworzeniu sięgającym mu pasa. Dłoń w rękawiczce pogładziła grzywę dzika, który spojrzawszy w górę, w białe tęczówki człowieka, mruknął, spuścił łeb i powrócił do dalszych poszukiwań. Mężczyzna zaś patrzył przed siebie, a wzrok jego sięgał dalej, niż zwykły człowiek mógłby pragnąć.
            Ktoś się zbliżał.
            - Furionie, będziemy mieć towarzystwo, więc z łaski swojej nie objadaj się niepotrzebnie. - Głos miał cichy, ale stanowczy. Klepnął dzika po karku i odwrócił się w stronę nierozpalonego jeszcze ogniska. Zwierzę zakwiczało, wyrażając tym samym niechęć do zaprzestania beztroskiego posiłku, ale posłuchało. Widząc, że jego towarzysz nie jest zainteresowany posiłkiem, szybko pochwycił ryjem wygrzebane przekąski i zmiażdżywszy je ostrymi zębiskami potruchtał do obozu.
            Łowca usiadł przy prowizorycznym namiocie, zastanawiając się, kim może być przybysz. W te tereny nie zapuszczali się wieśniacy ani mieszczanie. Nawet łowcy przygód i proste łotry woleli omijać okolice Starego Tristram, w którym rzekomo wyczuwało się esencję Pana Terroru. Innymi słowy, miejsce to było przeklęte, a żywi nie myśleli o tym, by choć postawić stopę na tych splugawionych ziemiach. On był inny. Podobnie jak wędrowiec. Ustalił już, że przybysz musi być człowiekiem. Demona wyczułby na mile. Nieumarli nie poruszali się z taką werwą i pewnością. Na bestię nie wyglądał. Skoro więc był to człowiek, to czego szukał w tak nieprzyjemnym środowisku? Nowe Tristram widać było z okolicznych wzgórz, więc wędrowiec nie mógł zabłądzić. Zapewne czegoś szukał. Lub kogoś.
            W zamyśleniu gładził trzydniowy zarost. Jako doświadczony łowca demonów wiedział, że Upadła Gwiazda zwiastowała coś, czego nie da się tak łatwo przewidzieć. Ludność w Nowym Tristram mówiła o dziwnych wydarzeniach, jakoby na cmentarzach pojawiały się trupy i ożywieńce poruszane dziwną mocą. Być może nie wiedzieli, że w okolicy prowadzi badania jakiś nekromanta. O ile rzeczywiście którykolwiek z wyznawców Rathmy tu był.
            Furion, kręcący się po okolicy był zadziwiająco cichy. Nie chrząkał, nie kwiczał, a jego kroków nie usłyszałby nawet zając. Ale nagle stanął jak wryty, strzelił w górę uszami i miarowo poruszał nozdrzami szerokiego ryja. Łowca obserwował go uważnie, wiedział bowiem, że taka postawa jego kompana oznaczała tylko jedno - kłopoty. Powoli podniósł się w miejscu i omiótł spojrzeniem okolicę. Drzewa rosły tu gęsto, choć skraj lasu był zaledwie kilka kroków dalej. I nagle usłyszał odległy jęk, szelest, a potem łamaną gałąź, gdy coś bezbłędnie, aczkolwiek niezgrabnie kierowało się w ich stronę. Podniósł leżące obok kołczany z bełtami i przymocował je po obu stronach bioder, do lekkiego pasa. Sięgnął po ułożone na kocach kusze ręczne i załadował nabojami, przekręcając zapadki blokujące. Wpiął je w uchwyty za kołczanami. Nie myślał o pancerzu. W sumie nosił tylko okute stalą buty wzorowane na łapach gadów i stalowe nagolenniki. Skórzany napierśnik był tak świetnie dopasowany, że chronił w wymagających tego momentach, a nie przeszkadzał podczas akrobatycznych manewrów.
            Mężczyzna poprawił skórzane rękawice z wyciętymi otworami na kciuk i palec wskazujący i podkradł się do wciąż trwającego nieruchomo dzika. Ten, gdy tylko wyczuł obok siebie człowieka, przypadł do ziemi i, wciąż węsząc, ruszył za zapachem i dziwnymi odgłosami. Łowca niczym cień sunął za nim, odbezpieczając jedną z kusz i ważąc ją w dłoni. Mierzyła tyle, co jego przedramię. Dzik przyspieszył i łowca dopiero teraz zdał sobie sprawę z odległości dzielących ich potencjalną ofiarę od obozu. Żwawy krok zmienił się w trucht, gdy nagle dzik znów się zatrzymał. Szelesty i pomruki nasiliły się. I człowiek teraz dopiero to poczuł. Zacisnął mocniej zęby i uniósł kuszę. Furion był równie napięty jak broń człowieka, wręcz oczekiwał rozkazu do szarży. I chociaż łowca nie widział celu, to rozpoczął polowanie.
            - Furion, łowy! - Ryknął w przerywaną szelestami ciszę i zwierz runął z nieopisaną radością przed siebie. Łowca był tylko o krok za nim, odruchowo sprawdzając dłonią zasobnik na bełty. Gdy wyrwali na skraj polany, ujrzeli kilka wygiętych pod dziwnym kątem ciał. W świetle zachodzącego słońca groteskowe postacie wyglądały wręcz niedorzecznie.
            Furion z całym impetem olbrzymiego cielska powalił trzy ciała poruszające się pod wpływem koszmarnej mocy i staranował je bezceremonialnie. Z rykiem wściekłości rzucał łbem na boki, raniąc dotkliwie kolejnych przeciwników. A było ich zbyt wielu, by użyć tylko jednej kuszy. Mężczyzna przystał na krótką chwilę i nie odwracając wzroku od kroczącej ohydy wyszarpnął drugą kuszę, odbezpieczając ją jednym ruchem. Rzucił się pędem w prawo i potraktował najbliższych nieumarłych serią ostrych bełtów. Te przechodziły na wylot i trafiały kolejnych przeciwników, którzy jak gdyby nigdy nic przewracali się i próbowali podnieść na nogi. Furion oderwał jednemu z ciał rękę i rzucił nią potężnym wymachem, a rozwarte szczęki szybko zamknęły się na głowie ożywieńca. Kości chrupnęły, a po nich rozległo się nieprzyjemne mlaśnięcie. Ciało już więcej się nie poruszyło.
            Łowca strzelał nieprzerwanie, a bełtów w zasobniku starczało mu naprawdę na długo. Kilku następnych nieumarłych padło pod strzałami morderczej broni, ale jeden z potworów podbiegł na niebezpieczną odległość i zamachnął się szponiastą, obraną ze skóry i gnijącą dłonią. Mężczyzna gibko wygiął się i uskoczył saltem w tył. Przyklęknął i wznowił ostrzał, tym razem jeszcze bardziej zajadły. Furion radził sobie równie świetnie, taranując i spowalniając umarłych, dźgając ich i wierzgając w pełni furii. Łowca był dumny ze swojego podopiecznego.
            Odskoczył od pola bitwy na bezpieczną odległość by naładować zasobniki kolejnymi pociskami i ogarnąć trzeźwo sytuację. Naliczył około piętnastu jeszcze poruszających się celów, więc gdzieś tu musiał znajdować się cmentarz. Ale żaden nekromanta nie dopuściłby, aby jego podopieczni ruszyli w swoją drogę i atakowali żywych. Nie, to musiało być coś innego. Czy Gwiazda może mieć coś z tym wspólnego?
            - Zabierz tego sierściucha z dala od trupów! - Poderwał się z kuszami gotowymi do wystrzału, gdy tylko rozległy się pierwsze słowa. Głos niewątpliwie należał do młodej kobiety, która wyłoniła się z lasu kilka metrów od niego i patrzyła w skupieniu na scenę walki tuż przed nią. W dłoni trzymała różdżkę, nad drugą zaś unosiła się cudaczna kula jarzącą nikłym w blasku dnia światłem. Łowca posłuchał natychmiast i ryknął na zwierzę.
             - Furion, dość! Strzeż! - Dzik ostatnim kłapnięciem szarpnął za nogę ożywieńca i powalając go na ziemię wlókł chwilę za sobą. Puścił w stosownej odległości i co tchu pomknął do wołającego. W tym samym czasie czarnowłosa nieznajoma poruszyła magię tego świata i posłała kilka ognistych kul z nieba, by zgładziły poruszające się pozostałości trupiej gromady. Huk kolejnych uderzeń mieszał się z jękami umarłych i skwierczeniem płonących, kurczących się ciał.Uśmiechała się przy tym radośnie, a jej nietypowe szaty powiewały przy gorących podmuchach uderzeń.
            - Nikt cię nie uczył, że tutaj i do takich trzeba użyć ognia? - Rzuciła cynicznie.
            - Jesteś mi winna wszystkie spalone bełty. - Odciął się bezpretensjonalnie. Mężczyzna opuścił broń, jednak jej nie zabezpieczył. Już wiedział, kogo obserwował na ścieżce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz