piątek, 20 listopada 2015

The Incredible Adventures of van Helsing III

        Trudno napisać cokolwiek nowego i oryginalnego o grze, którą w pewnym sensie już się ograło - pomiędzy drugą a trzecią częścią nie ma prawie żadnej różnicy, pomijając kosmetykę i wątek fabularny. Niestety, jest to najsłabsza, robiona chyba na siłę część, niewiele wnosząca, trochę wyjaśniająca, aczkolwiek w ostateczności grywalna. Grając w zwieńczenie całkiem intrygującej trylogii nie mogę jednak powiedzieć żebym się nudziła, w końcu to jeden z moich ulubionych gatunków gier. Ponadto posiadanie całej trylogii skutkuje otrzymaniem darmowej kopii wersji "Final Cut" na Steamie ;)

PLUSY:
  1. Usprawnienia - w grafice polegające na lepszych jakościowo efektach przy równoczesnym niskim obciążeniu procesora. Usprawnienia w rozgrywce natomiast objawiają się w znacznej poprawie jakości gry - nie wiem jak to opisać, to się po prostu czuje, jak płynność czy gładkość xD Nie odczułam tez żadnych ścinek, spadków FPSów czy lagów, chociaż sporo o tym czytałam w necie.
  2. Muzyka - zawsze lubiłam ten steampunkowy klimat, a w szczególności pod postacią ponurych i tajemniczych melodii. Świetnie utrzymuje odpowiedni poziom rozrywki ^^
  3. Humor - wszystkie trzy części pod tym względem po prostu wymiatają xD Teksty bohaterów, nawiązania do popkultury, wydarzenia w grze... no wesoło jest, nie narzekam :D
  4. Misje NPC - zapoczątkowane w drugiej części, szczęśliwie kontynuowane. Niestety w trybie fabularnym (solo) można tylko kilka razy zlecić naszemu sztabowi zadania, ale za to zgarniamy całkiem niezłe przedmioty ;)
  5. Chimera - druga świetna naleciałość z poprzedniczki, pieszczoszek, którego możemy wysyłać na poszukiwanie złota i przedmiotów. Szkoda tylko, że już nie można jej wzywać do pomocy w trakcie własnych przygód - no, chyba że przez te trzy wieczory nie zauważyłam odpowiedniej opcji... xD
  6. Klasy postaci - wreszcie twórcy się postarali i zamiast bzdurnych płatnych DLC dorzucili kilka konkretnych klas postaci, w tym mojego nowego ulubieńca - inżyniera w egzoszkielecie czy tam zbroi hydraulicznej :D Świetnie wpasowują się w świat gry i jest w końcu w czym wybierać :)
  7. Nowe lokacje - niepowtarzalne i całkiem oryginalne patrząc na to uniwersum, zróżnicowane pod każdym względem. Podziemne krainy śmierci, domeny diabłów, bagniska, zdeformowane przez Inkaust tereny. Postarali się.
  8. Nowi przeciwnicy - twórcy naprawdę mieli fantazję, jeśli chodzi o oryginalność potworów z jakimi przychodzi nam się mierzyć w tym epizodzie xD Nie przypominam tez sobie, żebym je wcześniej widziała co jest jak najbardziej na plus.
  9. Historia Katheriny - wreszcie fabuła gry choć trochę rzuca światło na pochodzenie naszej widmowej towarzyszki, która niepewnie zaczyna dzielić się z nami swoimi wspomnieniami zza życia. A jak się okazuje, jest to naprawdę przykra historia...
  10. Tower defense - chociaż nie przepadam za tego typu bajerami, to w tej części misje tower defense są naprawdę przystępne i łatwe :) Nawet mnie przypadły do gustu, a nie traktowałam ich jako przykrą powinność xD
 MINUSY:
  1.  Rozruch gry - oczekując na uruchomienie się tak niewielkiej gry można spokojnie odwiedzić toaletę i przygotować przekąskę :/ Twórcy zostawili chyba miejsce na reklamy... Naprawdę, w porównaniu do długości gry 1/3 to ekrany ładowania i uruchomienie xD
  2. Polonizacja - po prostu porażka! Nazwy przedmiotów w ogóle nie przetłumaczone, narracja w formie napisów od drugiego aktu jest tylko po angielsku, brakujące czasem polskie znaki zastąpione interpunkcją... horror...
  3. Maksymalny poziom - tylko i wyłącznie trzydzieści poziomów możemy zdobyć w kampanii dla jednego gracza, nie wiem jak na multi i w scenariuszach :/ Spokojnie dałoby się dobić 45...
  4. Długość gry - można ja przejść w kilka godzin z palcem w nosie :/ Mnie zabrało to trzy krótkie wieczorne sesje...

niedziela, 1 listopada 2015

Mass Effect 3

        Ostatnia część świetnej trylogii sci-fi, nieco kontrowersyjna pod względem zakończeń, aczkolwiek dla mnie genialna. I wciąż zaskakująca. Kiedy zdałam sobie sprawę, że tylko kilka godzin dzieli mnie od zakończenia serii, zrobiło mi się przykro - serio! Trzy części wcielania się w komandora (tym razem płci męskiej) Sheparda odbiły się znacznie na mojej wyobraźni i dziwnej przypadłości przywiązywania się do fikcyjnych postaci xD Jakby nie było, spędziłam ponad dwadzieścia cztery godziny świetnej zabawy w samym singlu. Tym razem na multi nie zabawiłam długo.

PLUSY:
  1. Grafika - z części na część coraz lepsza. Chyba nie potrzeba pisać czegokolwiek więcej, prawda? :D
  2. Muzyka - chociaż Mass Effect 3 posiada sporo własnych ciekawych kawałków, to dodanie do nich nuty z poprzednich części wiąże trylogię w piękną, jednolitą całość przypominając heroiczne (i te mniej heroiczne) wydarzenia z poprzednich odsłon. Bosko :3
  3. Przydzielanie punktów umiejętności - bardzo mnie cieszy, że twórcy powrócili do przydziału umiejętności Sheparda bliższego pierwszej odsłonie gry. Jest nieco więcej możliwości podziału, aczkolwiek nadal są to typowo "pierwszoligowe" specjalności. Nie jest źle ^^
  4. Fabuła - niestety dotrwaliśmy do przykrego momentu, w którym Cykl dobiega końca i Żniwiarze robią to, co do nich należy... a my oczywiście staramy się im to uniemożliwić. Mówcie co chcecie, ale dla mnie jest to najbardziej epicka część trylogii.. po trzech częściach człowiek tak wczuwa się w klimat, że aż szkoda kończyć to wszystko i dokonywać jedynego słusznego wyboru.
  5. Myszkowe wybory - cieszy mnie fakt, że wybory dokonywane za pomocą klawiszy myszki zostały bez zmian, niestety zredukowane do minimum. Zawsze jest to jakieś konkretne urozmaicenie gry i zapowiada niestandardowy przebieg wydarzeń ^^
  6. Multiplayer - niesamowicie udany tryb kooperacji wmontowany w fabułę tak bardzo, że dzięki niemu możemy bez najmniejszych problemów podnieść poziom gotowości galaktycznej. Wiele osób narzekało na niego pod względem wpływu na rozgrywkę singleplayer, ale tak naprawdę na chwilę obecną nie ma on już tak ogromnego wpływu na wybór zakończenia (zagrałam może trzy misje, a i tak mogłam wybrać każdą z trzech ścieżek zakończenia). 
  7. Strefa wojny - świetny sposób na kontrolowanie dużej ilości zasobów wojennych zarówno z trybu single, jak i multiplayer. Ciekawie przedstawiona, dobrze poprowadzona statystyka pozwalająca na dotarcie do odpowiedniego, wybranego zakończenia gry.
  8. Koszmary - szczególnie przy ostatnim śnie Sheparda miałam dreszcze. Oczywiście każdy ma inną interpretację co one miały oznaczać, dla mnie były jednym... pokazaniem głównemu protagoniście, po co istnieje, dlaczego jeszcze żyje, co ma zrobić i kto za tę wielką sprawę oddał życie... i ta ostatnia scena, niczym rodzica z dzieckiem. Brrr :<
  9. EDI - jak na zbuntowaną SI przystało, wzięła sobie ciało i postanowiła poruszać się indywidualnie, na dwóch nogach... świetnie, bo jest naprawdę charyzmatyczną, zapadającą w pamięć postacią, za którą tęskniłabym po zakończeniu Mass Effect 2. No i ten wątek umożliwiający naszemu fantastycznemu Jokerowi na romans z inteligentną SI - a może jest to personifikacja jego ukochanej Normandii? Mniejsza o to, jest naprawdę uroczo ;)
  10.  Towarzystwo na przepustce - w końcu można spotkać ekipę Normandii na Cytadeli. W barze, przy ścianie płaczu, w dokach, gdziekolwiek. Trochę realizmu nie zaszkodzi, a milej jest ich spotkać poza dusznymi barierami statku :P Do tego sporo osób z "Cerberusa" przebywa na Cytadeli i tylko czeka, aby wielki komandor znów sobie o nich przypomniał xD
  11.  Romanse - możliwość kontynuacji związków z poprzedniej i jeszcze wcześniejszej części ma swój smaczek. Niestety lesbiaństwo rządzi grą (postać kobieca ma do wyboru tylko Garrusa albo Kaidana, tak to same baby), a gejostwo jest nikłe, stąd grając kobietą ma się marne pole do popisu (będąc przy tym kobieta graczem i brzydząc się lesbijkami). Romanse w końcu wyglądają ciekawie przez całą rozgrywkę, a nie na koniec, jak to miało miejsce w poprzednich odsłonach gry. Związek rozwija sie i ewoluuje, można by rzec ;)
  12. Proteanie - opisuje to tylko dlatego, że to DLC było kiedyś w pakiecie za piątaka xD Otóż w pewnej misji odkrywamy prawdopodobnie jedyną nieuszkodzona kapsułę z żywym proteaninem, ostatnią najbardziej rozwiniętą rasą poprzedniego cyklu. Naprawdę niesamowita istota nawykła do wojen, imperialistyczna i mająca problemy z przystosowaniem się do prymitywnych form życia i otoczenia. Javik, bo tak ma na imię proteanin, jest świetnym towarzyszem (bez możliwości romansowania) przedstawiającym co nieco wątków społecznych i historycznych z dni ostatniego cyklu. No i w końcu wiadomo jak wyglądali ^^
  13. Wspomnienia - w jednej z ostatnich misji głównych Shepard ma okazję wysłuchać wideodziennika dotyczącego swojego wskrzeszenia. Zapadła mi ta scena w pamięć nie tyle poprzez swoje korzenie sięgające poprzedniej odsłony, ale poprzez myśli i wątpliwości jakie napadają głównego bohatera, nadając mu rzeczywistości i charakteru. Super!
  14. Modyfikacja sprzętu - jak na ostatnią część przystało, otrzymaliśmy możliwość modyfikowania broni poprzez szereg odkrywanych i kupowanych w trakcie rozgrywki ulepszeń. Podobnie sprawa ma sie co do pancerzy - albo wybieramy jeden z gotowych kompletów, albo dobieramy tak jego elementy, aby jak najlepiej przysłużyły się nam w czasie walki.
  15. Epickość batalii - końcowe sceny szturmu na Żniwiarzy okupujących Ziemię, eskortowanie Tygla, odwracanie uwagi maszyn od uciekającej Normandii... cutscenki od BioWare są tak nasączone epickością, że można dostać do głowy. Kompletna i całkowita rewelacja nadająca smaku całej rozgrywce i najważniejszemu zakończeniu trylogii. Cudo!
  16. Zakończenie - ostatnim razem chciałam, aby Shepardówna przetrwała i wybrałam zniszczenie syntetyków. Teraz poświęciłam Sheparda dla dobra syntezy i jestem pod wrażeniem zakończenia. W pewnych momentach miałam ochotę dać upust emocjom i po prostu się rozpłakać, ale byłam twarda xD Kiedyś może zakończenia były niedopracowane, ale teraz są wspaniałe, pełne tego heroicznego ducha, który towarzyszy nam przez całą trylogię... miodzio... i R.I.P. Shepard... zdążyłam Cię zacząć uwielbiać...
MINUSY:
  1.  Brak polskiego dubbingu - przez dwie części nawykłam do polskich głosów, a tu nagle pośladki... wypięli się na nas i nie zrobią polskiego podkładu. Nie jestem zwolenniczka dubbingowanych gier, ale teraz jakoś tak mam niedostatek... :/
  2. DLC - kij z tym, że płatne, gorzej że mają spory wpływ na fabułę trylogii :< I nie, nie kosztują grosze... 
  3. Liniowość kampanii - w porównaniu do poprzednich części, które zachowywały pozór wolności wyboru misji pobocznych i głównych. W Mass Effect 3 bardzo razi to w oczy i przyjemność płynącą z gry.
  4. Ashley żal.pl - pierwszy (i ostatni) raz pozwoliłam Ashley Williams przetrwać Virmir... już więcej nie popełnię tego błędu >.< W trzeciej części zrobiono z niej silikonowego, pompowanego potwora, a jej charakter sam w sobie budził we mnie niechęć i nic tylko ja strofowałam i pouczałam... jak dobrze, że można ją odesłać do Hackett'a i mieć z głowy na Normandii xD Kaidan to jednak gość z klasą xD