niedziela, 22 marca 2015

Nowy rozdział..?

      Kurczę, ile to może być nowych rozdziałów w życiu? Najwyraźniej wiele xD A jutro rozpoczynam kolejny w całkiem, hmmm, niebywałym jak dla mnie miejscu ^^" Jeśli komuś mówi cokolwiek Chorzowska 50 (albo Titanic xD) w Katowicach, to może się domyśli, ja sama osobiście nie chcę nic zdradzać - na razie ;) Tak czy owak będzie to stanowisko recepcyjne (SIC!), ale... no właśnie, ALE! Wolne święta i weekendy, ośmiogodzinny czas pracy i najpóźniej po siedemnastej w domu, zajebójcze widoki zza panoramicznego okna lub zjawiskowe otoczenie przytłaczających geometrycznych przestrzeni... Ahahaha, fajnie. Ale czy tak naprawdę fajnie, przekonam się w najbliższym tygodniu, teraz po prostu daję upust swoim myślom xD Jutro mam się stawić na ósmą, super :) Przekonałam się na własnej skórze, że nie ma nic gorszego niż popołudniówki >.<
        Magister już wydrukowany, spoczywa w oczekiwaniu na podpis promotora i rozpoczęcie całego procesu zamykania roku akademickiego. No i obronę, bo samo napisanie to tylko połowa sukcesu niestety :/ Tak czy owak, ja swoje zrobiłam i cieszę się, że to już koniec :)
        Nethey zaczął pisać bloga xD Długo się do tego zbierał, bo szukał odpowiedniego tytułu dla swoich politycznych spostrzeżeń i przemyśleń, aż w końcu samo przyszło :) Jeszcze nad nim pracuje, ale to już tylko kwestie kosmetyczne, dlatego też w imieniu Nethey'a zapraszam do zaglądania :P I udało mi się go w końcu wyciągnąć do jakiejś gry xD Kupiłam sobie kiedyś pada i możemy razem grać na jednym komputorku w Skylander's xD W tę grę gra się dużo lepiej z kimś niż samemu, jest jakaś akcja i zabawy znacznie więcej :D A gra jest naprawdę wyśmienita i pionierska, ciężko mi się przekonać do jego klona, Disney Infinity xD
Grafika nie powala, ale fabuła i postacie są tak sympatyczne, że nawet ja na nią nie narzekam ;)
          No i nowe głośniki kupione... zrządzeniem losu, mocniejsze od poprzednich i po cenie promocyjnej, praktycznie 50% taniej ^^" Już zostały tak obudowane przez Nethey'a, żeby prosiaki mogły się tylko smakiem obejść xD I już im się to nie podoba, bo mniej miejsca do wylegiwania się pod biurkiem (a miały tam tak fajnie wyleżane miejsce na dywanie) xD

        Na zakończenie fota Garrusa. Nie wiedziałam co z nim zrobić, a chcę go mieć na biurku :P Oto, co podsunął mi mój Mądra Głowa :D
 

czwartek, 19 marca 2015

Dragon Age: Początek - Przebudzenie

        Przez magistra i natłok obowiązków bardziej ten tytuł męczyłam, aniżeli przechodziłam z przyjemnością, ale mniejsza już o to. Wbrew pozorom, dodatek jest naprawdę mocny, przedstawia wyjątkową fabułę (skupioną na pomiotach) i nie odbiega za bardzo od treści podstawki. Niestety istnieje kilka mankamentów, które nieco zamieszały w mojej subiektywnej ocenie.

PLUSY:
  1. Fabuła - inteligentne pomioty? Chcę! Walczące między sobą inteligentne pomioty? Jeszcze chcę! Dwóch przywódców walczących między sobą inteligentnych pomiotów? Chcę jak cholera! A do tego Szara Straż wrzucona w sam środek wojny o przyszłość pomiociego rodu. Fabuła jest naprawdę rewelacyjna i wiele wnosi do dotychczasowego Thedas. 
  2. Pomioty - poza Dziećmi pojawili się rozgadani i inteligentni Wyznawcy, z którymi nie spotkaliśmy się wcześniej (i raczej już nie spotkamy?). W nowych teksturkach prezentują się miodzio, poza tym to kompletne skurczybyki :3
  3. Nawiązania i powiązania - Oghren wstępuje do Szarej Straży (i jest naszym towarzyszem), Loghain wpada w odwiedziny (o ile go nie zabiliśmy w DA:O), króle lub królewny witają nas na początku gry (zależy, jak potoczył się Zjazd Możnych) i tak dalej. Miło się dowiedzieć, co u starych znajomych :D
  4. Specjalizacje - każda klasa dostała nowe specjalizacje, ja akurat przetestowałam Opiekuna, który wypada olśniewająco na tle reszty :D W dodatku pojawiły się nowe umiejętności, jak na przykład tworzenie run.
  5. Zagadki -  z konkretnymi nagrodami, trzeba przyznać. Troszkę konieczne jest w grze pokombinować i łączyć fakty, ale nie czyni to jeszcze z tytułu gry logicznej xD Tak czy inaczej, lubie takie momenty w cRPG :)
  6. Architekt - wyrąbany w kosmos pomiot <3. Normalnie uwielbiam go, jak Koryfeusza :D Wyczepisty, tylko smutno strasznie jak ściąga maskę :< Niby zły, ale jak można być złym, pragnąc wyzwolić swój lud z okowów Dawnych Bogów? Przecież Szarzy również pragną wyzwolić swój lud spod zagrożenia, jakie niosą Plagi, a mimo to są dobrzy :< Wolność dla Architekta!

MINUSY:
  1.  Importowany zapis - nieadekwatny do wydarzeń w rozszerzeniu Przebudzenie... poświęcony w podstawowej wersji Szary Strażnik mimo wszystko żyje i zostaje ponadto komendantem Straży w Fereldenie? Naciągana bajeczka z tym Stwórcą...
  2. No romance with me - nie ma opcji romansowania? Ani nawet niewinnego trzepotu rzęs? Nic? No trudno :/ Nie oszkrobiemy plecków Justysiowi, musi mu skóra sama odleźć...
  3. Anders - no wprost nie mogłam go znieść, jest wręcz niestrawny >.< Ponadto miłośnik kotów, ughhhhh...
  4. Błędy gry - z tych, co najbardziej mi zapiszczały na nerwach to brak mojego high endowego ekwipunku w skrzyni (miał tam być, zabrany przez Architekta i odzyskany z tej właśnie skrzyni po ucieczce z Kopalni Srebrnorytu), musiałam uzbierać nowy, dużo słabszy zestaw :< Drugim wkurzającym błędem jest zdolność specjalizacji Opiekuna, który otaczał bohatera morzem liści, które niestety pozostawały na cutscenkach i psuły je doszczętnie :/

wtorek, 17 marca 2015

Taka ekipa to Skarb...iec :D


        Jak Mareczek robi długie przerwy od Diablo III, to oznacza, że przy następnej grze z Mareczkiem otworzy się Skarbiec xD No i proszę, druga taka sytuacja randomowa, a powoli przemienia się w zasadę :D Bardzo dobrą zasadę, bo Skarbiec to masa legendarnych przedmiotów i miliony w złocie :P Hurra dla sezonowego hardkorowego Skarbiec Party xD
Nethey zażyczył sobie zdjęcia w formie... kurczaka xD "Siła kurczaków z Kentucky!" xD
 


        Ponadto dowiedziałam się dziś, że po kilku drobnych poprawkach praca może iść do druku, a ja... a ja mogę wreszcie przejść w 100% Dragon Age: Inkwizycję ^^ W ogóle mogę spokojnie przechodzić gry zalegające na półkach :D O ile ekipa z Diablo pozwoli, teehee... No i mogę wreszcie odetchnąć z ulgą :) I w ogóle czuję, że mogę więcej xD

        Ale pierwej muszę uporać się z muzyczką z chomika, bo coś zaczęli mi usuwać, seweryny jedne >.< I macie tu na zakończenie jedna z ulubionych wiosennych piośniczek Katt :D

poniedziałek, 16 marca 2015

102 Dalmatyńczyki: Psiaki na pomoc

        Ostatnio Andziorka na swoim blogu pisała o grach naszego dzieciństwa i wczesnej młodości... I jako że o Diablo już było, o Diablo II także, a do Heroes of Might & Magic III się przymierzam, postanowiłam napisać o świeżo ukończonej grze, w którą grałam, mając... osiem? Dziewięć lat? :D Wtedy wydawała mi się trudna, ale ile czasu nad nią spędziłam, toooo... :) Kolejna gra dla maluchów, przy której stara baba mojego pokroju bawiła się świetnie :D

PLUSY:
  1. Klimat - wyśmienity klimat Walta Disney'a pamiętany z mojego dzieciństwa... zawsze wolałam bajki o zwierzakach w rolach głównych, jak epicki Król Lew czy 101(102) Dalmatyńczyków - w tej grze naprawdę oddano go w pełnej skali, choć nie wygląda :D
  2. Sentyment - na plus, bo żebym ja miała do czegokolwiek sentyment, to musiało mi naprawdę intensywnie wejść pod skórę :D Tym bardziej, że po kilkunastu latach bezbłędnie odnajdywałam co potrzeba - z pamięci xD
  3. Psiaki - do dyspozycji dostajemy dwa psiaki, Albi i Domino, które w każdej chwili możemy zmienić zależnie od naszego upodobania :) Fajna sprawa, chętnie korzystałam :D
  4. Umiejętności - jak na grę zręcznościową przystało, nasi bohaterowie posiadają całkiem przydatne w pokonywaniu zabawek i przeszkód umiejętności, takie jak psujące szczeknięcie, rozbrajające turlanie i wskazówkowe węszenie :D Gwarantowana dobra zabawa ;)
  5. Fabuła - całkiem ciekawa, niebanalna, w starym stylu Disney'a. Czego ta Cruella de Mon nie wymyśli :P
  6. Osiągnięcia - w formie naklejek, których można zdobyć aż sześć na każdym etapie gry - łącznie 102 ;) Jest się o co starać, bowiem tworzą całkiem ciekawe obrazki w Albumie :)
  7. Lokacje - bajkowo mroczne i kolorowe, zależnie od poziomu, pełne zagadek, akcji wymagających zręczności i ruszenia głową. Ponadto niepowtarzalne audiowizualnie.
  8. Przeciwnicy - może to i zabawki, ale potrafią przyłożyć. Spotkać można żołnierza i czołgistę strzelających korkami, dentystyczne krokodyle, stalowych rycerzy, helikoptery z piłami zamiast śmigieł, sterowce na petardy... dużo tego, a każda z nich ma swój własny styl radzenia sobie z nami. Albo raczej "próbowania" ;)
  9. Boss stage - po każdych czterech poziomach czeka nas starcie z samą Cruellą. Ot, taka odskocznia od rutyny poszukiwania kostek, ratowania zamkniętych w pudłach psiaków czy robienia w konia Nochala, Baryły i le Pelta ;)
  10. Minigry - podczas pokonywania poziomów odkrywane są dość wciągające minigry, jak warcaby, wyścigi na lodzie albo minigolf :) I wszystko związane z uroczymi, ciapkowanymi psiakami :D

MINUSY:
  1.  Węszenie - zdarza się, że ciora nami naokoło tylko po to, by zakopaną kość odnaleźć w miejscu, gdzie zaczynaliśmy węszyć :/ Irytujące...
  2. Błędy grafiki - bardzo archaiczny problem, bo nie można grze zarzucić oszałamiającej grafiki, ale w pewnych momentach pochylnia zlewająca się ze ścianą albo dziura w ścianie znacząco przeszkadzała w grze ^^

sobota, 14 marca 2015

Freedom!

        Piątek trzynastego. Lubię piątki trzynastego, wcale nie są pechowe, a wręcz przeciwnie, jest to dosyć sympatyczna data :) Nie wiem skąd ten głupi bambus, że trzynastka to pechowa liczba, pewnie z jakiejś spisanej dawno temu pod wpływem zestarzałego rybnego wińska bibeloty >.< Mniejsza zresztą o ^^
        Udało mi się zamknąć pracę magisterska i oddać do sprawdzenia promotorowi. Pozostało mi teraz czekać tylko do wtorku, żeby dowiedzieć się co dalej - oby żadnych już zmian, błagam, niech on to zaakceptuje i puści do druku :< Jak mam coś pisać w tym cholernym MS Wordzie, to mnie szkarłatna krew zalewa, dostaję białej gorączki i ogarnia czarna rozpacz... Innymi słowy, chcę to już mieć z głowy i skupić się na poszukiwaniach pracy. A tu tyle czasu w stresie żyć, bo co dalej..? Gaaaaah >.< A do końca marca muszę mieć wszystko zdane w dziekanacie...
        Ponadto przechodzę trzeci tydzień choroby. Tym razem zaserwowano mi jakiś dziwny zatokowy katar, którego nie potrafię się wyzbyć, dusi mnie w nocy i w ogóle jest jakiś niedorobiony. Generalnie wszystko co serwowane jest na raty, jest niedorobione, ale to inna kwestia.
        Kolejny news, Perełka odzyskała zdrowie, siłę i dobre samopoczucie, ale chód paralityka i nieumiejętność wchodzenia na podwyższenia jej już zostanie :( A szkoda maleństwa, bo w porównaniu do Krówska to anioł, nie świnka >.< Co do Krówska, to zeżarła mi kable z głośników. Nie wiem co ją nagle wzięło na wżeranie wszystkiego co się da, wcześniej taka nie była, ewentualnie skubnęła coś na smak, ale nigdy nie gryzła jak opętana. A teraz szykuje się wymiana głośniczków, kolejny nieplanowany wydatek bezrobotnego <zdechła na fotelu> O zgrozo, może i obecne mają osiem lat z kopką, ale żeby tak drastycznie zmuszać mnie do zmiany na nowe? Już wystarczająco mnie mangi uszczuplają finansowo,a  tu takie coś! Ależ ja się raduję, że w tym roku nie wychodzi żadna interesująca mnie gra - póki co! Chociaż pod tym względem odsapnę, bo książki to już wyłapuję w mega promocjach. Ostatnio kupiłam Starcraft II Punkt Krytyczny za całe 6 złotych! Nówka pachnąca drukarnią xD Nie na darmo mówią, że mam nader rozwinięty instynkt babskiej promocjowyszukiwaczki :P 
        Ponadto starzy już się z tatuażem oswoili. Znaczy ojciec nawet go nie widział, ale i tak co miał powiedzieć to powiedział, aczkolwiek musiałam się odgryźć. Starsza nawet zapytała, dlaczego to tak błyszczy i co to w ogóle jest xD Efekt kryminalistki już im chyba minął, to dobrze xD Pozostał jeszcze tylko efekt alkoholiczki (od stycznia nieruszona stoi u mnie pod biurkiem butelka z resztką Absolwenta xD). Kij z tym, że ta frajerska szmacica, która wgryzła mi się w rodzinę (moja miłość do bratowej, cudowna!) żłopie wińsko litrami dziennie, ale to ja jestem alkoholik - raptem wypiję kieliszek czerwonego słodkiego od okazji wieczorem, a rzadko pozwalam sobie poszaleć xD 
        Nethey ostatnio się śmiał, że ja to doprawdy jestem jakaś zdegenerowana i patologiczna xD Tatuaż sobie zrobiłam ("jak jakaś z więzienia" cytat mamusi) w kiciu, pod biurkiem flaszka stoi (patrz powyższe), w szafie w strzykawkach z igłami coś pływa (antybiotyk Perełki, weterynarz nam tak dała xD), biały proszek w saszetkach jest (probiotyk do antybiotyku, który Perełka gdyby mogła to litrami by pochłaniała xD), gram w złe gry komputerowe, które niszczą psychikę, słucham ciężkiej muzyki, hoduję świnie w domu i mam masę siana nie wiadomo skąd xDDD Obraz przykładnej, zorganizowanej dziewczyny/kobiety prowadzącej uporządkowany tryb życia... i wszystko ma swoje miejsce :D

wtorek, 10 marca 2015

Klan rośnie w siłę

        A miała być tylko jedna szczelinka... wyszły dwie godziny grania xD W klanie w Diablo III pojawiło się dwóch nowych graczy, których Nethey sprowadził z pracy :D Tylko dlaczego wciąż w jednej rozgrywce może brać udział TYLKO 4 graczy..???

poniedziałek, 9 marca 2015

Wydziergana... ^^"

        Czterdzieści minut i dzierg piękny :D Muszę przyznać, że proces tatuowania to dosyć specyficzne doświadczenie, którego nie przyrównałabym do miliarda igieł wbijanych gęsto w skórę, ale raczej do nacinania skóry - dosyć płytkiego - nożykiem do papieru i szarpania nim, szczególnie przy wypełnianiu ^^" W pewnym momencie tak mi się zimno zrobiło, że musiałam kontrolować drżenie, żeby nie wyjść na jakąś cykorzycę xD Na szczęście to normalna reakcja organizmu na silne uczucie bólu i nie mam co się martwić. Teraz tylko czekać, aż się wygoi i można żyć jak dawniej :P
Tak oto wyglądał efekt pracy tuż po "zabiegu".
        Nawet Nethey'owi się podoba :D A to dobrze ^^ Kto zgadnie, z czego to motyw? :D

Dzień Babów

        Jakoś rewelacyjnie nie szaleję za tym dniem, ale skoro już jest, to niech zostanie. Poza tym, wkurza mnie pierdylenie, że to wielce komunistyczne święto jest i trzeba je zlikwidować! Dla zainteresowanych: Dzień Kobiet powstał dla uczczenia ofiar pierwszych walk o wolność kobiet, dla pierwszych i jedynych prawdziwych feministek, które NIE UWAŻAŁY SIĘ za lepsze od mężczyzn, tylko chciały być podobnie jak oni sądzone i traktowane, mieć prawa i obowiązki jako obywatelki. Obecne feministki to rozdarte frajerki świecące cycami (och, wspaniałe uprzedmiotowienie samej siebie, gratulacje) w imieniu niczego. Ktoś je pięknie określił "babsztylami, których nikt nie chce". Bo w sumie ilu mężczyzn jest w stanie słuchać o sobie jak najgorszych epitetów przez okrągłą dobę? xD Tak, macie rację, obecne "feministki" bym na stosie paliła. Żywcem. Uprzednio nabijane na pal przez odbyt, żeby za fajnie nie było. Eeeeeeee...  o.O No i dlatego uważam, że Dzień Kobiet z komunizmem ma tyle wspólnego, co tulipan z ruskim czołgiem. Tyle w temacie.
        Z Perełką lepiej trochę, po tygodniowej kuracji antybiotykowej wrócił jej apetyt, pragnienie, towarzyskość, a i widzę, że chętnie wyszłaby z klatki i poszalała... ale nie potrafi. Chyba biedactwo ma coś z błędnikiem, bo jak za wysoko łebek podnosi, to traci równowagę :< A tak szalała po mieszkaniu, zanim zapadła na zdrowiu... dlaczego akurat to ją spotkało? Weterynarz nie była w stanie nam powiedzieć, a jedynie zdiagnozowała zapalenie ucha wewnętrznego... Naprawdę chciałabym, żeby jej się polepszyło, szkoda takiego maleństwa, które nikomu nic nie zrobiło... :( Ech...
        Tak już idąc tradycyjnie, czas na info z działu magistra. Do 13 marca ustaliłam sobie deadline, bo mam wtedy ostatnie spotkanie z promotorem i wypadało by mu na płycie już zostawić pracę do sprawdzenia. A został mi do napisania ostatni rozdział, ze 3-4 strony przedostatniego, wstęp, zakończenie i bibliografia. I koniec. A im bliżej końca, tym bardziej mnie rwie we wszystkim, tak mi się już nie chce...
        A co do rwania... jutro, w sumie już dziś, idę się dziergać. Ponoć boli jak cholera, ale ponoć krowy dają mleko truskawkowe, jak się najedzą truskawek. A jeżeli rzeczywiście jest to uczucie wbijania setek igieł gęsto i często w jedno miejsce, to chyba mi się spodoba. Lubię zastrzyki. Na szczepienia czekałam z utęsknieniem i teraz żałuję, że starym się szczepień nie robi, bo w sumie i po co? Tak czy owak, wzór mam wybrany, czarny z elementem czerwieni, i zobaczymy. Jak nikt go nie zauważy przez około trzy miesiące, to znaczy że miejsce pasuje idealnie. Dla dociekliwych: nie, nie robię popisowego tatuażu, a raczej taki dla siebie i spostrzegawczych. Poza tym, chciałam coś, co mogłoby symbolizować pewne wartości w życiu i jedna gra mnie zainspirowała..
        Wracam do mordowania pracy, bo czas się kończy..

P.S. Marek, nie daj się! Ty zdasz dwunastego, a ja następnego dnia oddam napisaną pełna pracę xD

czwartek, 5 marca 2015

"Dlaczego nie umiem rysować komiksów..?"

        Za dwudziestym razem - zadając sobie to pytanie - można się wkurzyć >.< Tyle sytuacji idealnych wręcz do przeniesienia na kratki komiksu, a ja co? Od lat pśińco! Ostatni raz narysowałam komiks w technikum, czyli ponad pięć lat temu... miałam nawet swoje specyficzne stworzonka, które nazwałam impami. W sumie to ich korzenie sięgają pierwszej klasy gimnazjum i rysunkowego infantylnego żartu, polegającego na wprowadzenie odbiorcy w błąd: To penis? No co ty, owca! (Jak ktoś nie zna, to uświadomię rysunkowo xD) No i z owiec zrobiły się impy. Wojowały ze sobą, zakochiwały się, umierały (często dość głupawo ku uciesze czytelników), bawiły się, pomagały mi w lekcjach (nauczyciele lubili impy tematyczne, zwłaszcza wychowawca :D) i takie tam... A tu wrzucę ostatni rysunek z impami, proszę xD

        Rysowane na religii :) Z księdzem mieliśmy umowę, że on udaje, iż nie ma mnie na lekcji, a ja udaję, że nie ma mnie na lekcji (i nie przeszkadzam) xD Nie potrafił mi przegadać (a że idiota z niego był i niedouczony jednocześnie, to już w ogóle..), podobnie jak sporej części klasy, aczkolwiek ja byłam przypadkiem dosyć... zdeprawowanym religijnie, hehe xD Wracając do rysunku, widać tu mojego pupila, Bezimiennego (przypakowany jak sto diabłów, dosłownie, nawet sześć rąk ma! :P) w starciu z Wojaśkiem :D Biedaczek nigdy nie dostał własnego komiksu :< Wojaś, znaczy się :D Tak czy owak, jak bym nie przestała rysować, kto wie jakie cuda bym teraz odstawiała ^^" Prawie sześć lat i ołówek służył tylko do podkreślania notatek... żenada.. profanacja świętego narzędzia..
        Myślę, że spróbuję wrócić do tych stworzonek. W końcu nauka się skończyła, teraz tylko praca i życie, to czemu nie? Tylko skanera nie mam >.< 

        Mniejsza o, napiszcie co o tym sądzicie i czy mielibyście ochotę (przeca ja nikogo zmuszać do czytania nie zamierzam, bóg broń! xD) się z nimi zapoznać ;)

        Na koniec takie jeszcze moje znalezione na komputorze xD
Kiedyś nazywano mnie Elvalantanalasą... ale zabili ją jej przyjaciele. Za to Kattowitz zabił/a tamtych, co byli przyjaciółmi i tak już został/a.

wtorek, 3 marca 2015

W marcu jak w garncu... dosłownie!

        Marzec rozpoczął się pod bardzo czarnym, negatywnym znakiem... choć w sumie uwielbiam czerń, to nie jest to ten odcień w życiu, który chciałabym widzieć... zaczęło się nieprzyjemnie, bo już pierwszego dnia straciłam zaufanie do "teściowej", którą jak dotąd (bite 5 lat, bo pierwszy rok nie był za dobry) uważałam za kobietę bardzo wyrozumiałą. Co jak co, ale cholernie nietaktownym jest wjazd komuś na nazwisko. W sumie co do licha ma nazwisko do charakteru? o.O To była najdurniejsza rzecz, jaką przez te koszmarne pół godziny usłyszałam... Ale z drugiej strony, kto wpadł na głupi pomysł, aby w niedzielę wybrać się do rodziny Nethey'a? No kto?! Idiotka! Nethey też sprawił mi ogromny zawód, ale mniejsza z tym, nie ma co się rozpisywać... A w sumie dlaczego nie?! To MÓJ blog i MOJE, kurna, życie. Będę pisać co mi się żywnie podoba! A to co mi się nie podoba tym bardziej!!! No i tak oto od niedzieli mam humor do bani. To jest jeden z powodów Czarnego Marca.
        Kolejna sprawa to poniedziałkowe choróbsko, które naparło na mnie kolejną, cięższą falą artyleryjską. Tydzień temu na jeden dzień miałam kompletny paraliż - ruszenie się z łóżka skutkowało natychmiastowym osłabieniem i padaniem tam, gdzie aktualnie stałam. Na drugi dzień było o niebo lepiej, energia wróciła itepe. Od poniedziałku mam bóle całego ciała - mięśni, skóry, kości, koszmarny ból gardła, który stopniowo odpuszcza, kłopoty z koncentracją, gorączkę. Jakiekolwiek wędrówki - a jestem zmuszona - są nie wskazane. A codzienna jazda do weterynarza i jutrzejsza uczelnia absolutnie na to nie pozwalają.. do tego magister, ale o tym niżej. Brak apetytu i kuracja Cholinex-Theraflu przynoszą efekty, ale to za mało :< Oto drugi powód tandetnego humoru i nazwania marca Czarnym...
        Magister. Sprawa nadrzędna, pierwszorzędna, priorytetowa, spędzająca sen z powiek, bo dawno powinna była się zakończyć. Ale nieeeee, tu choróbsko, tu egzamin, tu weekend, tu cośtam. Ale dziś skończyłam trzeci rozdział, zostały dwa i... stoję w miejscu. Brakuje ośmiu książek, a wypożyczalnia na GWSH zamknięta do piątku. Czytelnia natomiast otwarta jest dopiero jutro, w godzinach południowych, więc muszę taka zdechła tłuc się busem... gdyby jeszcze tramwaj tam jeździł, ale on dojeżdża tylko do połowy >.< Oczywiście ciemna blondynka (bardziej wpadam w jasny brąz, ale kij z tym) nie wpadła na to, że podczas ferii biblioteka w tygodniu jest nieczynna. A w Śląskiej jest tyyyyyle książek, ale z mojej tematyki - to po prostu śmiech na sali, albo korzystanie z czytelni, której tam wprost nienawidzę :/ Już wolę to durne GWSH... trzeci powód, robi się coraz ciekawiej >.<
        Tydzień pod znakiem weterynarza. Mała słodziaśna Czarna Perła (przyjęte: Perełka) ma zapalenie ucha wewnętrznego i od piątku dostaje antybiotyk w postaci zastrzyków podskórnie. No i jeździmy tak z Nethey'em. W sumie zostawiliśmy już tam trzykrotną wartość pieniężną samej świnki, ale widzę pozytywne efekty i naprawdę wisi mi, ile wydaliśmy. Kocham tego zwierzaczka i nie wyobrażam sobie, żeby wywalić ją na zbity pyszczek albo oddać... albo uśpić... tylko dlatego, że jest chora :< Moja cut-miut (pisownia celowa) "bratowa" tak robiła z tymi paskudnymi yorkami - sikał po domu, gryzł meble, rozchorował się - oddać albo wywalić. Generalnie nie cierpię tych psów, ale to jest zwierzę, nie zabawka! Kupiłeś/dostałeś - szanuj i kochaj. Ja nie chcę yorka i wszyscy wokół o tym wiedzą, ale pewnie jak bym jako szczeniaczka małego dostała, to oddałabym nim by się do mnie przywiązał. Takie stworzenia nie wchodzą w grę u mnie - pies to doberman, owczarek, rottweiler. A york albo shih tzu? Nie rozśmieszajcie mnie... czwarty powód Czarnego Marca, robi się już tłok!
       
        A tak ogólnie... nie, życie mam całkiem spoko. Tylko naprawdę za dużo ch*jowych ludzi w nim spotkałam. Mam tylko chłopaka i kilkoro znajomych, z którymi się dogaduję. I wiecie co? Do jasnej anieli, odpowiada mi taki stan! Ale jakby taka mała bombka pierdylnęła w Ziemię, to... ;)