poniedziałek, 30 maja 2016

Left 4 Dead 2

        Pierwsze podejście na singlu zmusiło mnie do odpuszczenia sobie tego tytułu na ponad dwa lata, niestety koszmarnie mnie nużył i nie miał w sobie nic pociągającego. Powróciłam do niego za sprawą Nethey'a i Patera - i tym razem zostałam w grze aż do samego jej końca :D Znudzenie wzięło się z gry z wirtualnymi kompanami, podczas gdy w kooperacji Left 4 Dead 2 ujawnia w pełni cały swój growy potencjał, okazuje się nie lada wyzwaniem i wymaga sporej elastyczności jak i współpracy graczy - sumując to wszystko, nie ma nudy. A napiszę nawet inaczej: dzieje się czasem aż za dużo! Na pewno będę dobrze wspominać Nethey'a zbierającego wszystkie butle z gazem, kanistry z paliwem czy co tam jeszcze wybuchowego i detonującego je strzałem z broni (o ile uda mu się trafić) xD No i oczywiście nie zapomnę o Jedynym Bezpiecznym Miejscu na Ziemi, czyli toitoiu/wychodku, w którym Pater i Nethey zamykali się co rusz, a raz nawet nadgorliwcy zablokowali xD

PLUSY:
  1. Kampania - podzielona na kilkanaście scenariuszy zgrabnie, aczkolwiek luźno ze sobą połączonych. W tym tytule nie uraczymy konkretnej fabuły, nie dowiemy się jak powstali Zarażeni, ale za to zostajemy standardowo wyrzuceni na jakimś niemrawym zadupiu pośród szalejącej hordy zombie, zmuszeni do radzenia sobie z kiepskim sprzętem pod ręka i zaufaną ekipą. W każdej części chodzi tylko o nasze przetrwanie i ucieczkę zarażonym poczwarom, co samo w sobie jest emocjonujące i podnosi ciśnienie, a nie raz wymaga pomyślunku i pełnego skupienia... albo brutalnego, bezmyślnego wyrąbania sobie drogi do bezpiecznego schronienia :D
  2. Muzyka - jedyna poznaka nadciągającej zadymy xD Mocna, pobudzająca, jednakże zanikająca gdzieś w tle przy zbyt dużym natłoku wydarzeń. Albo to ja przestawałam się na niej skupiać. Jak by nie było trzeba przyznać, że tworzy ponury i nastrojowy klimat, ale jednym tonem potrafi też podnieść poziom adrenaliny ;)
  3. Kooperacja - w tej grze w pojedynkę jesteś martwy, tylko pełna współpraca i zgranie z towarzystwem może zapewnić ci przetrwanie. O ile oczywiście cię nie olewają i zostawiają w tyle, a sami wyrywają do przodu i ściągają uwagę hordy... ;) Left 4 Dead 2 ma bardzo rozbudowany tryb kooperacji, w którym specjalni zarażeni zwykle odbierają kontrolę nad postacią, a tu pomoc towarzysza w naszym ocaleniu jest nieoceniona. Wielokrotnie się zdarza, że kilku specjalnych atakuje na raz kilka postaci i tu zaczynają się schody.  Ponadto można przekazywać sobie przedmioty, leczyć się, wznawiać pracę serca, wciągać znad przepaści i chronić przed upadkiem, osłaniać itd. Powinnam tez wspomnieć, że działa tu przyjazny ogień, o czym w największych zadymach lepiej pamiętać.. ^^" ("Excuse me, excuse meee" - Coach/Pater)
  4. Multiplayer - to nie jest mój konik, ale niewątpliwie jest to duży plus gry, gdyż tryb multiplayer przybiera tu wiele form. Jedną z najciekawszych jest chyba ta, w której możemy opowiedzieć się po stronie specjalnych zombie lub ocalałych ludzi. Zagranie jako najbardziej upierdliwy specjal, czyli Jockey, mogłoby być interesujące... xD Osobiście nie grałam, bo nigdy nie byłam fanką trybów PvP, ale ze znajomymi można się fajnie pobawić ;)
  5. Rozwałka - kiedy myślę "horda", wyobrażam sobie całą masę, wręcz mrowie stworzeń. W tej grze jest ich dwukrotnie więcej, doliczając drugie tyle specjalnych zarażonych upierliwców. A czasami słowo "horda" oznacza niekończący się potok zombie, przed którymi uratować nas może tylko i wyłącznie makabryczna ucieczka. A ile przy tym jest krwi, okrzyków między graczami, eksplozji, hałasu i wymachiwania maczetami to po prostu nie zliczę. A cisza bywa bardziej przerażająca od hałasu...
  6. Dynamika - chociaż część opisałam już powyżej, to gra zasługuje na wyróżnienie tego aspektu. Dynamika jednak nie ma na względzie tylko wybuchów i zaciętej walki, ale także sam system gry. Gracze muszą być w ciągłym ruchu, osłaniać się, nie stać w miejscu. Zatrzymywanie się na dłużej jest niebezpieczne, a pewne zachowania i wydarzenia potrafią przywołać miażdżącą ilość zombiaków (ach te samochodowe alarmy...). Nawet zbyt długie poszukiwanie przejścia obfituje w kolejne fale coraz liczniejszych zarażonych, a amunicja nie jest nieskończona. 
  7. Interfejs - jest bardzo minimalistyczny, przejrzysty i wyjątkowo wygodny w swojej prostocie. Generalnie to tylko panel broni i paski życia graczy, przez co spokojnie można skupić się na wydarzeniach na ekranie komputera i równocześnie szybko, bez strat dla samych zainteresowanych, oceniać stan kompanów i amunicji.
  8. Bohaterowie - generalnie do dyspozycji w grze jest osiem różnych postaci, z czego połowa z nich dostępna w kilku scenariuszach, a reszta w pozostałych. Niestety nie posiadają żadnych specjalnych zdolności przypisanych do konkretnych osób, a jedynie są jakby wcieleniem gracza w przedstawianej historii. Troszkę szkoda, ale pozwala to uniknąć awantur o wcielenie się w daną osobę :D Postacie pomimo tych braków są bardzo sympatyczne i całkiem miło słuchało się ich dialogów czy reakcji na zachowania innych graczy. Także rozwiązania graficzne stoją na wysokim poziomie, co widać po gestach i mimice postaci.
  9. Specjalni zarażeni - menażeria najbardziej upierdliwych i najsilniejszych zombie w grze. Każdy z nich ma indywidualną zdolność do wyeliminowania gracza z akcji, jak choćby wskakiwanie Jockey'a na głowę, rozrzucanie wszystkich dookoła w wykonaniu Tank'a czy pętanie jęzorem przez Smoker'a. Ale wydawane przez nich dźwięki działają na korzyść graczy i w chwilach spokoju pozwalają na wytropienie i szybką eksterminację bogato uposażonych zarażonych.
  10. Ekwipunek - podobnie jak interfejs, sprzęt naszych postaci jest bardzo minimalistyczny. W sumie czy da się przetrwać apokalipsę zombie taszcząc ze sobą cały arsenał wyszukanych broni, medykamentów i bomb? Nie, ta gra stawia na częściowy realizm, tu musimy być mobilni i radzić sobie tylko z bronią dystansową i do walki wręcz, paczką amunicji, granatem, apteczką i wspomagaczem. Resztę ze smutną miną pozostawiamy na zmarnowanie w obozie, do którego już nigdy nie wrócimy.
  11. Warunki atmosferyczne - ulewy, które zagłuszały dźwięki wydawane przez zarażonych, porywisty wicher, który nie pozwalał na szybkie przemieszczanie się, a w pewnym momencie nawet i potężny sztorm, przez który nie widziało się nawet czubka własnej lufy nadawały grze swoistego realizmu i wzmagały czujność graczy, bowiem wtedy najbardziej stawali się narażeni na atak i mieli zmniejszone szanse na szybkie ocalenie przyjaciela. Bardzo ujmujący aspekt gry.

niedziela, 29 maja 2016

Torchlight II - perfekcyjna gra na Steam zdobyta!

        Trochę cierpliwości, chęci i czasu i proszę bardzo, doprowadziłam grę na swoim koncie do perfekcji - w końcu :D A nie ukrywam, że trochę mi na tym zależało, tyle godzin przegranych (dwie osoby proszę o nie komentowanie słowa "przegranych" :P) a tu braki, luki. No ale w końcu się powiodło i mogę spokojnie odstawić grę na wspólną zabawę ze znajomymi :)


wtorek, 24 maja 2016

Before the Echo (aka Sequence)

         Zapewne niektórzy gracze znają ten tytuł z czasów, kiedy nazywał się jeszcze Sequence. Niestety, twórcy musieli zmienić nazwę, gdyż wynikła sprawa z prawami autorskimi do tegoż właśnie wyrazu. Generalnie nie ma to większego znaczenia, ponieważ sens założycieli pozostał ten sam - a mianowicie muzyczny erpeg. Gra wydaje się być specyficzna i dziwna, ale na dłuższą metę jest całkiem przyjemnym zapychaczem czasu z syndromem "jeszcze jednej tury". No i można przetestować swoje umiejętności z zakresu rytmiki i zręczności ;)

PLUSY:
  1. Gatunek - wiele czytałam i słyszałam o grach muzycznych, ale jakoś niespecjalnie przyciągały mnie tytuły, w których tańczyło się albo grało na gitarze wykonując na klawiaturze wymagane sekwencje klawiszy. W sumie po co to, skoro mogę z lepszym skutkiem i większą przyjemnością robić to w rzeczywistości? W przypadku Before the Echo sprawa ma się inaczej - zbieranie doświadczenia i przedmiotów z pokonanych przeciwników, poziomowanie i podnoszenie statystyk, dziabanie bossów... muzyczny RPG jest dla mnie jak najbardziej na miejscu, do tego jak na produkcję niezależną jest dobrze wykreowany :D Bardzo duży plus za oryginalność!
  2. Muzyka - całkowicie autorska, wbijająca się głęboko w najdalsze zakamarki pamięci, a wszystko przez to, że skupiamy się przede wszystkim na niej podczas każdego starcia z przeciwnikami. Szybkie i wolne kawałki, a także te mocno wariacyjne mają w sobie tę nutkę indywidualności, którą można zanucić pod nosem. Generalnie podobał mi się każdy utwór zasłyszany w grze, nie było na szczęście takich, których nie mogłabym słuchać, bo to doszczętnie zepsułoby przyjemność płynąca z zabawy. Jedyne na co mogę tu ponarzekać, to że jednak niektóre melodie powtarzały się za często... ;)
  3. Rozwój postaci - choć system rozwoju postaci jest nieco zubożały, to na szczęście znacznie nadrabia to częścią bitewną. Jedyne, na co tak naprawdę mamy wpływ u naszego bohatera jest doświadczenie i przedmioty w ekwipunku. Standardowo punkty doświadczenia uzyskujemy pokonując przeciwników, ale także rozkładając przedmioty - nie ma bowiem możliwości odsprzedania ich. Ponadto niektórzy oponenci zostawiają po sobie klejnoty doświadczenia, które po rozłożeniu ładnie podładowują pasek expa. Jak to już w erpegach stoi sztandarem, odpowiednia ilość punktów podnosi poziom i gwarantuje wzrost statystyk.
  4. Wytwarzanie - i tu już nie tak sztampowo, bowiem do wytworzenia przedmiotu nie wystarczą same materiały... konieczne są jeszcze punkty doświadczenia, od ilości których zależy stopień powodzenia w wytwarzaniu. Wiadomo, im więcej expa władujemy w tworzenie wybranej rzeczy, tyle przyjdzie nam zapłacić z posiadanej puli, przy czym należy się liczyć z cofnięciem poziomu, gdy zajdzie taka konieczność. Z początku denerwowało mnie takie rozwiązanie, jednak z czasem nawet do niego nawykłam i przypadło mi do gustu :D
  5. Walka - do dyspozycji gracza oddane zostają trzy plansze, między którymi można swobodnie przełączać się w trakcie starć. Na każdej wykonujemy przedstawione w opadających strzałkach sekwencje, ale tylko od nas zależy, w jakim momencie wybierzemy dane pole. Pierwsze z nich to obrona, w której strzałki symbolizują atak przeciwnika, a udane wykonanie sekwencji gwarantuje nam uniknięcie obrażeń. Drugą planszą jest atak, czyli wszystkie sekwencje zaklęć wykonujemy w tym właśnie miejscu. Ostatnie to regeneracja many, praktycznie cały czas zawalona strzałkami, których "zbieranie" zwraca nam trzy punkty many za strzałkę. Oczywiście w trakcie boju każde pole jest bardzo często zapełnione i tylko od nas zależy, czy będziemy skakać jak szaleni, czy raczej skupimy się na konkretnym celu. Dla mnie rewelacja :D
  6. Zdolności Strażników - każdy poziom wieży ma swojego strażnika o określonej mocy upierdliwości. Podczas starć możemy się spotkać z przestawionymi klawiszami, zaciemnianymi polami, wyłączeniem możliwości przełączania się między planszami czy wyssaniem many. Jest to naprawdę irytujące, ale na szczęście możemy dążyć do jak najszybszego zdobycia umiejętności pasywnej pozwalającej zablokować dane moce. Oczywiście trzeba się liczyć z uzbieraniem stosu materiałów i góry expa, ale warto, bo jak z początku takie umiejętności mogą być ciekawa odskocznia od rutyny, tak na dłuższą metę doprowadzają do szału xD
  7. Zaklęcia - kolejny ciekawy aspekt gry, bez którego nic byśmy nie zdziałali. Z posiadanych receptur musimy wykonać zwój z zaklęciem (oczywiście płacąc niewielkim doświadczeniem za szanse powodzenia), którego potem musimy się nauczyć (wywalając makabryczne ilości doświadczenia na podejście). Nauka natomiast przypomina walkę, ale odbywa się tylko na jednym polu i polega na jak najlepszym wykonaniu wszystkich sekwencji w utworze. Niektóre czary wymagają do ukończenia procentowej wartości udanych sekwencji, inne określonej ilości wykonanych kombosów sekwencyjnych. Mogłabym się ich uczyć w nieskończoność, ale niestety, ilość zaklęć dostępnych w grze jest ograniczona, a zwoje są jednokrotnego użytku (chyba, że nie udało się go pozytywnie ukończyć).
  8. Fabuła - jakaś tam jest, nawet dość oryginalna, bo dotyczy ewolucji gatunku ludzkiego poprzez muzykę, rytm i walkę, ale nie ukrywam bezwstydnie... przeklikałam połowę i czytałam tylko co ważniejsze teksty ^^" Może i nie powala na kolana, ale mimo wszystko warto zaznaczyć że przynajmniej jest i to dosyć wyraźna xD
MINUSY:
  1.  Natłok informacji - początek nie należy do najłatwiejszych, bowiem nie wiemy kto, co, gdzie i kiedy, a tym bardziej po co i dlaczego. I nagle zostajemy oświeceni i rzuceni do walki z potworem, szybkie szkolenie w stylu: to jest to, tam masz tamto, jeszcze dalej jest cośtam, siadaj i walcz, bo już wszystko wiesz. Praktycznie wszystkiego dowiadujemy się na raz, podczas pierwszej walki, bez szans na przećwiczenie czy zastanowienie się. Od razu głęboka woda i człowiek głupieje, bo nie do końca wie co do czego służy >.< Brakuje tu takiego spokojnego tutorialu, w którym po kolei poznawalibyśmy plansze do gry, klawisze i nauczyli się to wszystko przełączać.
  2. Efekty wizualne zaklęć - bardzo oryginalne i estetyczne, nie powiem, ale często zasłaniają planszę i trzeba dodatkowych nakładów skupienia, aby trafić strzałkę xD A w sytuacjach kryzysowych to naprawdę ważne.
  3. Humor - bardzo duża dawka humoru, ale tak suchego, że czułam się jak na pustyni. Na szczęście przeklikałam prawie wszystko, wiec nie raziło mnie to specjalnie ^^"
  4. Rutyna - niestety zakradła się ona do tego tytułu, co dziwić raczej nie powinno, zważywszy na styl rozgrywki: odblokować piętro - zabić strażnika - nafarmić itemów i expa na trzech dostępnych wrogach - odblokować piętro - zabić strażnika itd. Generalnie fajnie się gra do trzeciego piętra wieży, potem zaczyna robić się nudno.

sobota, 21 maja 2016

Neverwinter Nights 2: Maska Zdrajcy

        Odpoczęłam trochę od podstawki, wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam wciągnąć się w wir kolejnej przygody z myślą, że trzeba to jakoś przebyć... ku mojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu, na tym jednym głębokim oddechu przeszłam całą kampanię i mało tego, czułam ciągły głód i pewnego rodzaju smutek, że oto historia dobiegła końca. Może i Maska Zdrajcy to krótki dodatek, ale za to obfituje w tak wiele wydarzeń i postaci, ma tak bogatą treść i pierwszorzędną fabułę, że zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że do teraz nie potrafię przestać o niej myśleć. Jak to zwykle bywa z miłością wplecioną w fabułę, podgrzewa ona emocje, wzbudza liczne intrygi, ale równocześnie wciąż pozostaje piękna i bolesna... a ending? Wreszcie otrzymałam takie zakończenie, na jakie liczę w grach z tego gatunku, wreszcie choć raz moja postać może skupić się na życiu spokojnym i idyllicznym... ech, zagrałabym jeszcze raz xD (Uwaga na spoilery!)

PLUSY:
  1. Fabuła - rewelacja nad rewelacjami, nie wiem kogo BioWare zatrudniło, ale podstawową wersję gry bije na łeb na szyję i stawia w świetle nudnego, sztampowego erpega. Mniejsza o to. Stajemy oto przed dalszym ciągiem historii naszego bohatera, który nie wiadomo jak przetrwał zawalenie ruin po walce z Królem Cieni. Wszystko to jest tajemniczo wplątane w fabułę, każda postać jest w stanie nam coś wyjaśnić, nakreślić, podpowiedzieć. Cały czas staramy się dowiedzieć, dlaczego zostaliśmy przeklęci głodem Zjadacza Dusz, co stało się z naszymi towarzyszami i co powinniśmy zrobić. W tych rodem z horroru światach równoległych toczymy walkę o własne przetrwanie, o własną duszę i tożsamość. Często chodziły mi ciarki po plecach słuchając narratora opisującego zdarzenia i sytuacje, a grafika w stylu noir niejednokrotnie dopełniała ponurego, beznadziejnego klimatu, gdzie tylko iskierka nadziei przyświecała naszemu celowi. A wszystko tylko dlatego, że dwoje kochanków postanowiło ratować siebie nawzajem i wyzwało martwego już Boga Śmierci, poświęcając tym samym cały świat i wszystkie żywe istnienia... no ja jestem zachwycona ^^
  2. Towarzysze - bardzo nietuzinkowe osobistości przemierzają z nami Faerun. Gann, który jest synem jędzy, czyli wiedźmim pomiotem - szamanem, Safiya, czerwona czarodziejka o bardzo intrygującym rodowodzie, Okku, niedźwiedzi bóg - duch wojownik oraz... Ammon Jerro, jeżeli wykonamy dla niego zadanie, chociaż nie jest w pełni towarzyszem, a raczej bohaterem na doczepkę zadającym spore obrażenia w bitwie ;) Postacie te mają tak bogate życiorysy, mają tak rozbieżne charaktery i są tak barwne, że trudno ich nie darzyć sympatią. Oczywiście z czerwoną czarodziejką i szamanem można romansować, co też zostało bardzo uroczo i romantycznie przedstawione w grze (a taki był z Gann'a bawidamek...), ale nie obyło się bez płynących z takiego związku konkretnych bonusów. Nie ma bezinteresownej miłości, o nie :D 
  3. Starzy znajomi - na pewnym etapie gry spotykamy Bishop'a, który, hm, nie jest już taki jak kiedyś, chociaż język nadal miałam ochotę mu uciąć. Znajduje się w dość koszmarnym miejscu, a sceny towarzyszące temu spotkaniu jeżyły mi włoski na karku co pozwala zrozumieć, że palant trafił wreszcie tam, gdzie powinien i nie szkoda mi go. Druga spotkana postacią jest wyżej wspomniany Ammon Jerro, któremu zwróciwszy duszę możemy możemy zadać serię pytań dotyczącą wydarzeń spomiędzy podstawki i dodatku, a także dowiedzieć się czegoś o bohaterach walki z Królem Cieni. No i oczywiście możemy go przyjąć jako niezależnego towarzysza pomagającego w walce. Ostatnim, kogo spotkałam był krasnolud Khelgar, ale to tylko w filmiku końcowym - przynajmniej wiem że żyje i ma się dobrze :D
  4. Ulepszony system walki i wyważania skrzyń - chociaż jęki i stęki postaci pozostały, to przynajmniej walka odbywa się na tyle szybko, by aż tak jej odgłosy nie dawały się we znaki. Wreszcie system walk stał się dynamiczny, postacie nie kiwają się zbyt długo tylko od razu przystępują do ataku czy uniku. Zauważyłam tez spore zmiany w systemie czarowania, co też jest ogromnie pozytywne i znacznie ułatwia opanowanie pola bitwy. Co do skrzynek, to wreszcie można je rozwalać jak leci, ponieważ nie grozi to już uszkodzeniem zawartego w nich przedmiotu ^^
  5. Zaklinanie przedmiotów - kolejne przyjemne ułatwienie, przez które tworzenie własnych przedmiotów stało się nie lada zabawą :D Dzięki wypadającym z przeciwników esencjom i zwykłym przedmiotom można uzyskać nieprawdopodobne efekty magiczne pozwalające stworzyć potężne bronie i pancerze, lepsze niż niejedne legendy z gry. Wystarczy wrzucić do woreczka przedmiot, odpowiednią esencję i rzucić na przedmiot konkretny czar - i gotowe ^^
  6. Nowości w wyglądzie - w dodatku zastosowano sporo nowych modeli zarówno postaci, jak i przedmiotów. Do tego dochodzi masa nowych map i lokacji wyglądających dużo ładniej niż w podstawce, nowa kraina do zwiedzenia, zupełnie różna od standardowego Neverwinter oraz nowe przedmioty z coraz lepszymi modyfikatorami. Wreszcie też twórcy odeszli od portretów "modelowych" i zastąpili je w pełni grafikami, które wyglądały o niebo lepiej od swoich poprzedników. 
  7. Odpoczynek i pory dnia - kolejna konkretna zmiana, albo raczej usprawnienie. W grze dodano zegar wizualizujący porę dnia i godzinę, co w pewnym momencie kampanii bardzo się przydaje, bowiem portal pojawia się o określonej godzinie zmierzchu, stąd łatwo go wyłapać. Natomiast co do odpoczynku, to podzielono go na dwie części - czekanie lub rozbicie obozu. Czekanie to tylko strata czasu, nie regeneruje życia ani nie odnawia umiejętności, a jedynie przyspiesza proces oczekiwania. Rozbicie obozu natomiast regeneruje życie i umiejętności, ale trwa całe osiem godzin, co po uzyskaniu paska głodu jest dość ryzykownym posunięciem.
  8. Humor - pomimo ponurego, brutalnego nastroju rodem z horrorów i thrillerów dosyć często w najmniej oczekiwanych momentach pojawiają się sytuacje humorystyczne, które potrafią tak doskonale rozładować napięcie i wywołać uśmiech rozbawienia, że aż chce się dalej grać :D
  9. Zagadki - nie chodzi tu o stricte rozwiązywanie konkretnych zagadek, ale raczej o zdolność łączenia faktów i logicznego myślenia. W grze jest naprawdę dużo miejsc i momentów, w których zdolność analitycznego myślenia, logika i pamięć pozwalają na szybkie przejście kolejnych zadań, albo w ogóle ich przejście. Nie są to też zadania trudne, ale mimo wszystko wymagające. Lubie takie elementy w grach, znacznie ja ubarwiają :)
MINUSY:
  1.  Głód - ukończywszy pierwszy akt gry otrzymujemy w "nagrodę" panel postaci zwany paskiem głodu... od tej pory postać będzie odczuwała rosnący głód, który zaspokoić może tylko pożarcie ducha. Jest to o tyle upierdliwe i wkurzające, że pasek spada w nieprzyjemnym tempie i odbiera możliwość swobodnej eksploracji świata. Ponadto są etapy spadku energii obfitujące tylko i wyłącznie w negatywne czynniki, takie jak obniżenie odporności na obrażenia, spadek punktów życia czy nawet zgon postaci. W lokacji takiej jak Skein jest to po prostu dramat, ale... da się z tym żyć i wyjść cało z opresji ;)

poniedziałek, 16 maja 2016

Disciples III: Odrodzenie

        Z serią Disciples miałam do czynienia już na samym początku jej istnienia, kiedy to powstali Apostołowie: Święte Ziemie (dla mniej wtajemniczonych: Disciples: Sacred Lands). Gra już wtedy była rewelacyjna, chociaż piksele i "gumowatość" postaci zabijały na każdym kroku, a mapa taktyczna to było niewielkie okienko, w którym te gumowce poupychano jak się da. W drugą odsłonę, Mroczne Proroctwo, które było niesamowicie mocnym skokiem w stronę świetnej oprawy audiowizualnej i ulepszonej rozgrywki, grałam z wypiekami na twarzy i na najmniejszą wzmiankę o kontynuacji dostawałam palpitacji serca z radości. Ale ile można? Czy rzeczywiście "trójka" okazała się tak dobra jak poprzednie odsłony? No cóż, krokiem milowym serii było Disciples II: Dark Prophecy i już chyba na zawsze pozostanie liderem, ale mimo to studio Akella wykonało kawał dobrej roboty. Disciples III: Odrodzenie jest dosyć mocną strategią turową, w którą warto zagrać, szczególnie jeśli było się miłośnikiem "herosów trzy" ;)

PLUSY:
  1. Grafika - bardzo cieszy mnie fakt, że studio zadbało o pozostawienie oprawy graficznej w stylu bardzo zbliżonym do poprzedniej odsłony, dzięki czemu tytuł wciąż utrzymuje ten sam mroczny, ponury i pełen determinacji klimat. Nie mam nic przeciwko żywym kolorom i baśniowym akcentom, które czasem się zdarzają, ale mimo wszystko ten wręcz cmentarny nastrój idealnie wpasowuje się we wszechobecną beznadziejność, jaką dane jest nam poznac podczas wykonywania kolejnych misji kampanii.
  2. Muzyka - miłe dla ucha, chociaż utrzymane w melancholijnych nastrojach dźwięki są naprawdę dobrym dopełnieniem całości, szczególnie jeśli chodzi o podkład w trakcie walk, zmieniający się w zależności od środowiska w jakim walczymy. Niestety muszę zarzucić twórcom monotonię i niewielką różnorodność, ponieważ przez całą kampanie słyszałam w kółko to samo. Z czasem przestałam na to zwracać uwagę, a jak znów zaczęłam, to słyszałam ponownie to samo. Pomimo niewielkiej ilości utworów w grze, są one o tyle dobre, że można ich słuchać kilka razy pod rząd ;)
  3. Rasy - w trzeciej odsłonie serii zabrakło mi nieumarłych i krasnoludów na start, ale jak o tych pierwszych się nie martwię, tak drugich raczej nie uraczymy, chyba że jako NPC. Odrodzenie serwuje nam za to dwie standardowe już frakcje, czyli Imperium Ludzi i Legiony Potępionych, ponadto przyszła pora na Przymierze Elfów, którzy dotąd pojawiali się jako wrogowie neutralni czy też jako rasa grywalna w dodatku do Disciples II: Bunt Elfów. Co mogę więcej napisać o samych frakcjach? Ludzie jak zwykle są najbardziej zbalansowani, posiadają bowiem najlepszych medyków (którzy potrafią wskrzeszać) i potężne jednostki ofensywne. Demony, poza kompletnie beznadziejnym w porównaniu do poprzednich odsłon wyglądem, są potężne, ale nie mają żadnych jednostek leczących czy wskrzeszających. Elfy to zupełne ofiary losu - niewielki atak, słabe leczenie i chyba tylko magowie stanowią jakiekolwiek zagrożenie. No cóż, skądś to znam ^^"
  4. Klasa bohatera - z klasą bohatera wybieraną na początku rozgrywki wiążą się pewne profity, które bardzo mocno rzutują na całą późniejszą rozgrywkę. Wybierając watażkę możemy liczyć na zwrot 25% życia jednostek co turę, arcymag zapewnia nam dostęp do najpotężniejszych zaklęć i pozwala na rzucanie dwóch czarów podczas jednej tury, natomiast decydując się na mistrza gildii otrzymujemy znaczny przypływ gotówki. Podczas samej rozgrywki jako bohatera kontrolowanego mamy do dyspozycji wojownika, maga, strzelca oraz złodzieja. Jak łatwo zauważyć, wybór przywódcy przed rozpoczęciem gry może nam znacznie ułatwić przebijanie się przez wrogie jednostki ;)
  5. Rozwój jednostek - w serii Disciples podbili tym moje serce :D Wiele tytułów strategicznych oferuje rozwój jednostek, ale nie w taki sposób, w jaki zrobiło to Akella Games. Chcesz rozwinąć magów? Proszę bardzo - mają atakować wszystkie cele czy wybrane? Mają rozwijać się szybciej i być potężni, czy wolisz poczekać dwie fazy na prawdziwych dupokopców? A wojownicy? Mają być ciężkozbrojną kawalerią czy widzisz ich jako podstępnych inkwizytorów? Każda jednostka posiada drzewka rozwoju, czasem dwa dla zupełnie różnych ścieżek kariery. Tylko od gracza zależy kogo widzi w swojej armii. Ale trzeba się poważnie zastanowić - wybrać można tylko jedną drogę. Ponadto dużym plusem jest fakt, że gra w toku kampanii nie wymusza na graczu posiadania określonych jednostek ani automatycznie nie wybiera drzewka rozwoju.
  6. Dubbing - jak na grę, w której każda jednostka wypowiada po trzy słowa na krzyż jest to całkiem konkretny i miły dla ucha podkład głosowy ^^ Nie wypowiem się o lektorze, bo ten czyta z prędkością niemożliwą dla mojego zmysłu percepcji. Zanim skończy dwa zdania, zwykle gra jest już naładowana. A ładuje się cholernie długo.
  7. Fabuła - nawiązuje bardzo mocno do poprzednich odsłon, ale na szczęście nie wymaga ich znajomości, żeby móc grać spokojnie. Dotychczas ukończyłam tylko kampanię Imperium, ale to już wystarczyło dla samego określenia, że jest o co grać. I bez względu na to, jak niewiele w całej grze jest dialogów i misji pobocznych, to bardzo łatwo można się zorientować w obecnej sytuacji.
  8. Węzły strażnika - och tak, jak to miło, że zastąpili w końcu te dziadowskie różdżki :3 Kto grał w poprzednie części, ten wie co to za ból ;) Teraz odbijanie kopalń i kapliczek many to prawdziwa zabawa, a bronienie ich - jeszcze lepsza ^^ Teraz trzeba się napocić, a kiedyś wystarczyło wyczyścić teren i wysłać maga, żeby powtykał różdżki w ziemię. A przeciwnik szedł za nami wyrywając nasze i wbijając własne... a nasz zawracał żeby go skopać, to tamten uciekał... i tak w koło Macieju, ależ to było irytujące.
  9. Elementy RPG - "Katt gra w grę bez elementów RPG? Chyba ją dostała albo kupiła w czarno" xD Święta prawda, gra bez elementów wpływających na rozwój i polepszanie statystyk bohatera nie jest dla mnie. A przynajmniej nie czuję przyjemności z ogrywania takiego tytułu i mam ochotę go jak najszybciej odbębnić. Disciples III natomiast ma sporo takowych elementów jak na strategię, w tym punkty statystyk do rozdania, punkty umiejętności (bardzo przydatnych!) oraz uzbrojenie wpływające nie tylko na statystyki, ale i na wygląd postaci. Pomijam tutaj rozwój jednostek przy uzyskaniu odpowiedniej liczby punktów doświadczenia.
  10. Mapa taktyczna i strategiczna - na szczęście nie ograniczają się tylko do roli ładnie wyglądającej planszy na potwory - jest na nich co robić i nie piszę tylko o walce. Mapa taktyczna, czyli przeznaczona do walki ma sporo rozlokowanych bonusów do walki wręcz, dystansowej i magicznej, więc warto pogłówkować nad rozstawieniem jednostek, bo wróg bardzo chętnie z nich korzysta. Mapa strategiczna, czyli główna, obfituje w przeróżne budynki pełne potworów, miejsca dodające tymczasowo i na stałe statystyki, odnawiające punkty ruchu i życia, miasta do podbicia, wrogów do ubicia, leżących od tak sobie przedmiotów, sklepów itp., itd.
MINUSY:
  1.  Mapa taktyczna - no taaaaak, buduj armię opierającą się na kawalerii i wylosuj kilka razy mapę, na której piechota nie może przejść na stronę przeciwnika i na odwrót. Mag i łucznik dają radę, ale to są wyjątkowo męczące i nudne walki >.< Poza tym, chyba nie powinno się coś takiego zdarzyć.
  2. Błędy i zwiechy - w bardzo złych momentach, szczególnie kiedy gracz nie wie, czy coś dalej ma się dziać, czy można ruszyć do przodu, np. po dialogu, i rusza. Gra nie potrafi przeliczyć dwóch wydarzeń na raz i koniec. Było kilka nieprzyjemnych sytuacji, ale po pierwszej wzmogłam czujność i stosowałam częsty zapis gry. 
  3. Chybiono - najczęstszy komunikat podczas starć z przeciwnikami. Na czterech ulepszonych kawalerzystów jak jeden trafił, to byłam szczęśliwa. Nadal nie pojmuję, na podstawie czego liczy się szanse na trafienie, skoro jednostki z najniższą wartością zwinności/uniku/odporności itp. nie otrzymywały obrażeń, bo "chybiono"? Największa komedia to smoki na pół ekranu, w które w ogóle już problem było trafić. Wiem, że ludzie mają problem z alkoholem, ale bez przesady. Dobra, nie było by nic w tym frustrującego, gdyby nie fakt, że na załóżmy 40 przeciwników dwóch nie trafi, a na 40 ataków moich jednostek 25~30 jest chybionych... i to jednostek wysokopoziomowych przeciwko podobnemu poziomowi lub nieco wyższemu/niższemu. 

wtorek, 10 maja 2016

Serious Sam HD: The Second Encounter

        Druga odsłona kultowej strzelanki w wersji HD wniosła dosyć sporo do uniwersum naszego poważnego bohatera. Nie spodziewałam się tylu zmian, ale przyznać muszę, że są bardzo na plus, a sama gra nie straciła nic ze swojego pierwotnego klimatu. No, może poza drobnymi przypadłościami jakich za wiele nie uraczyłam w starszej wersji, ale mimo wszystko grało mi się równie dobrze co lata temu. Ech, stare dobre czasy... ;) 

PLUSY:
  1. Odświeżone modele - oj tak, miło jest popatrzeć na starych parszywców w nowych łaszkach, tym bardziej, że wyglądają teraz o wiele bardziej parszywie :D Pominę tutaj Zumb'ula, którego poprzedni wygląd był absolutnie inny, bardziej pasujący do wydawanych dźwięków i nazwy. Aktualnie wygląda jak ropucha, chrząkająca i smarkająca ropucha :/ Reszta na szczęście pozostała w swoich standardowych ciałach, tyle że odpowiednio upiększonych ^^
  2. Grafika -  po pełnym liftingu tytuł prezentuje się świeżo, rześko i czarownie, a przy tym nie traci nic ze swojego standardowego odpowiednika. Zauważyłam kilka nowinek w świecie (pierdóły typu ołtarzyki, rzeźby, malunki itp.) oraz niemiłych niespodzianek, takich jak ścięcia podłoża czy przejścia kolorów. Ale generalnie jest bardzo na plus, cieszy oko :D
  3. Muzyka - w całej serii poświęconej Poważnemu Samowi muzyka zawsze wpadała mi w ucho i powodowała niejednokrotnie radosne przypływy adrenaliny. Cieszy mnie fakt, że i w tej części nie uległa zmianie, a jedynie została rozkosznie poprawiona w taki sposób, aby oddać jak najwięcej szczegółów i dźwięków, nie zatracając przy tym odgłosów otoczenia i przeciwników. Ponadto warte odnotowania są mocniejsze kawałki podczas nieco trudniejszych starć ;)
  4. Wujaszek Sam - stary, dobry, Poważny Sam i jego poważne poczucie humoru podczas poważnego rozgwizdywania mało poważnych przeciwników - uwielbiam! Sam także otrzymał nowe wcielenie, lepsze od kwadratowoszczękiego poprzednika (brzydki, aczkolwiek urzekający), ale twórcy postanowili pozostawić głos z poprzedniej części - i chwała im za to ^^ Muszę przyznać, że mimo gatunku gry, w którym główny bohater jest tylko i wyłącznie narzędziem do wybijania kolejnych hord przeciwników, Serious Sam posiada swojego rodzaju charyzmę i nie chodzi tu tylko o cięty język. A może to moje naleciałości ze szczęśliwego dzieciństwa spędzonego nad krwawym gromieniem sług Mentala każą mi tak uważać..? ^^"
  5. Rodzaj krwi - zielona, czerwona, hipisowska, dziecinna albo jej brak, jak kto woli. W żadnej poprzedniej części nie znalazłam krwi dla dzieci i skusiłam się na jej wybranie. Ku mojemu zaskoczeniu przeciwnicy tryskali wielokolorowymi gwiazdkami i pozostawiali po swoich nic nie wartych ciałach lizaki i cukierki o.O Powaga sytuacji zachowana :D
  6. Boss fight - każdy z trzech etapów podróży w czasie posiada na zakończenie sztampowy już poziom z najsilniejszym spośród wszystkich przeciwników. Mamy więc Kukulkan'a, Exotech Larwę oraz Mordekai'a, którzy może i nie należą do najtrudniejszych, ale nierzadko otaczają się obstawą złożoną z maksimum upierdliwych przeciwników. Czyli tym, co najbardziej uwielbiam w tej grze :D Pozostaje tylko z przyjemnością kąsać bossa i rozwalać, rozwalać, rozwalać resztę!
  7. Zmiany w power up'ach - w sumie czysta kosmetyka, ale i tak polepsza wizualnie grę. Wiadomo kiedy mamy na sobie jakie wzmocnienie, a kiedy się ono wyczerpuje, dzięki czemu w całości można skupić się na najważniejszej przyjemności płynącej z gry. I tak oto Poważna Siła pokrywa naszego bohatera ogniem (ekran też jest uroczo ozdobiony), Niezniszczalność pozwala szaleć żywym złotem a Poważne Przyspieszenie... czy ja wiem? :D Zawsze jak go używałam, nie było czasu na zastanawianie się nad tym xD
  8. Nowinki, ciekawostki, pułapki - nie samym rozwalaniem człowiek żyje, dlatego też druga odsłona serii obfituje w liczne sekrety oraz masę pułapek gotowych rozsmarować, przebić, zmiażdżyć czy w jeszcze inny sposób zaszkodzić naszemu dzielnemu poważniakowi. A wracając do sekretów, to znajdziemy zarówno te banalne, jak i wymagające od gracza ogromnych pokładów cierpliwości. Osobiście nie zdobyłam jednego w całej grze i niezmiernie mi za to wstyd >.< Ale się poprawię :P
  9. Rozwałka! - kwintesencja całej gry. I to by było na tyle, bo kto grałby w Serious Sam'a, gdyby nie setki tysięcy złodupców pragnących najechać Ziemię? No dobra, setki tysięcy złodupców, którzy już podbili Ziemię... ale jak to wspominałam w notce na temat pierwszej części HD: jest to naprawdę świetny sposób na relaks albo odreagowanie po ciężkim dniu :D Niewiele myślenia, masa do roboty - i o to chodzi!
MINUSY:
  1.  Optymalizacja - tak ogromnego spadku FPSów na maksymalnej grafice nie widziałam od czasów... hmm... nawet niesławna Inkwizycja mi tak nie ścinała na ultra o.O No niestety, nie mając ultra sprzętu, nie pogramy w ładniejszej oprawie niż "high".
  2. Polonizacja - komuś się chyba nie chciało. Albo zapłacili mu za połowę. Albo nie wiem. Ale wiem, że polonizacja została zrobiona z deczka po łebkach, a świadczy o tym spora ilość tekstu w języku angielskim przy polskiej lokalizacji gry xD Generalnie przy znajomości angielskiego taki błąd nie przeszkadza, ale jako zwolenniczka robienia wszystkiego porządnie i do końca, jestem zbulwersowana. 
  3. Sekrety - całkiem miła rzecz w grach, ale jak nie jest frustrująca i upierdliwa. A tych niestety w wersji HD jest całkiem sporo i naprawdę potrafią podnieść ciśnienie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i przy odrobinie samozaparcia da się je wszystkie zdobyć. Ale mi się nie chciało robić tego na czas...

piątek, 6 maja 2016

Diablo III - Sezon 6 - Pierwszy tydzień

        No, pierwszy tydzień szóstego sezonu za mną, przechodzi z wolna maniactwo i można napisać coś konkretnego na temat samej rozgrywki. Zacznę może od tego, że z Nethey'em postanowiliśmy iść w zaparte i stworzyć własne buildy postaci, aniżeli wykorzystywać utarte kanony kopiowane przez setki tysięcy graczy. Nie widzę nic w tym złego, każdy chce mieć wypasioną postać, ale mnie zaczęło nudzić ciągłe wtykanie nosa w Internet i śledzenie topowych graczy, żeby im dorównać. No i stworzyłam własny. Całkiem konkretny, ale nastawiony bardziej na solo farmę, natomiast nieco mniej na team rifty. Bardzo wygodny, szybki, zbalansowany i niebanalny jak na czarownika :D Ale to temat na osobną notę, teraz skupię się na ogółach ^^

        Patch 2.4.1. powstał w znacznej mierze jako kosmetyczna łatka do gry, dodano kilka nowych skrzydeł (w końcu nie wiem czy trzy czy dwie pary, bo dwie na pewno) i całą masę transmogryfikacji ekwipunku oraz hordę zwierzaków, w tym i tych całkiem rzadkich. Dla mnie jest to całkiem miłe i przyjemne urozmaicenie gry, szczególnie skrzydła, które boskością przebiły te od Kerrigan xD No i pasują do wyglądu postaci ;) Oczywiście nie zabrakło poważnych zmian w przedmiotach i umiejętnościach, ponadto poprawiono legendarne klejnoty i gra na nowo nabrała kolorów (nie, nie za sprawą Kaprysowej Ramki).

        I tak oto w ciągu tygodnia uzyskałam ponad pięćset poziomów, Udręka 10 to bułeczka z masełkiem, a z Głębokimi Szczelinami nawet w miarę w porządku, ale jak już wspominałam, na Grifty jest to postać bardziej zespołowa, sama przy obecnym ekwipunku i poziomie dociąga pod GR60 (nie mam jeszcze bonusów z Caldessana i brakuje dwóch elementów wieńczących build). Ja tam jestem kontent, przyjemnie się gra, bez spiny i o to chodzi ^^ Teraz trochę pasuję, bo przecież dopiero tydzień minął, a poza tym jest jeszcze wiele innych gier wartych uwagi :D Raczej wrócę do gry na dłużej, jak będzie komplet graczy (czyli jak Nethey znajdzie czas) :)