Trzeci i zarazem ostatni dodatek do prześwietnego erpega spod szyldu The Elder Scrolls przedstawia nowe przygody Smoczego Dziecięcia, a raczej dwojga Dzieciąt... bo jak się okazuje, Dovahkiin ma z kimś na pieńku ;) Naprawdę intrygująca przygoda wnosząca dość sporo ciekawostek znanych nam już z trzeciej części TES.
PLUSY:
- Morrowind - cały dodatek praktycznie nawiązuje do dunmerskiej popielnej krainy znanej z trzeciej odsłony serii. Solstheim, bo tak nazywa się wyspa, na którą trafiamy jest wiernym, bogatszym graficznie odwzorowaniem tego, czego mogliśmy posmakować całe lata temu, kiedy Morrowind było hitem wśród gier RPG. Naprawdę, lądując na ziemiach tej wyspy poczułam ukłucie żalu, ponieważ tyle czasu ile w dzieciństwie spędziłam nad TES III wróciło do mnie dosyć... boleśnie. Zdałam sobie sprawę z tego ile czasu minęło od tamtej pory ;) Jeżeli kochaliście Morrowind, w tym dodatku na pewno zakręci się Wam łezka tęsknoty w oku :P
- Muzyka - lepsza jakość i bogatsza wersja tego, co mieliśmy okazję usłyszeć w TES III, jak okrzyki łazików, charakterystyczna melodia poranka i wieczoru, odgłosy świata... no po prostu nic, tylko melancholia dopada xD Cała oprawa muzyczna została żywcem wyrwana z Morrowind i wprowadzona do Skyrim.
- Lokacje - odnoszę wrażenie, że zaczynam się makabrycznie powtarzać... ale jak inaczej mam opisać coś, co dałoby się zamknąć w jednym zdaniu: "Morrowind w Skyrim"? Także i lokacje należą do tego stwierdzenia, a są bardzo klimatyczne, obszerne i pełne pobocznych zadań. A co za tym idzie - nie grozi Nam nuda, jest co robić i można nieźle podszkolić oraz wyposażyć postać. Są też świetną odskocznia od standardowej fauny i flory zimowego Skyrim :) No dobra, kraina Apocryphu doprowadzała mnie do szewskiej pasji xD
- Fabuła - uznani za uzurpatora zostajemy wyzwani przez ogłaszającego się jedynym prawdziwym Smoczym Dziecięciem złodupca... brzmi banalnie, owszem, banalny jest też atak kultystów i ogólna atmosfera banału. Ale mimo wszystko w wątku głównym jest to coś, co wciąga gracza i nakazuje mu już teraz ukończyć całą linię fabularną, poznać zakończenie i przekonać się, kim jest drugie Dziecię... no, przynajmniej ja tak miałam ^^"
- Harmaeus Mora - no kto by pomyślał, że ten dziad będzie miał cokolwiek z tym wszystkim wspólnego? A jednak, ma związek praktycznie absolutny z całą fabułą dodatku. Zdążyłam nawet drania polubić, chociaż jego kraina mnie denerwowała.
- Oswojenie smoka - No w końcu Dovahkiin może Krzykiem zmuszać smoki do posłuchu i traktować je jako środek transportu i... pewnego rodzaju artylerię ;) Długo na to czekałam, szczególnie, że jest to bardzo ciekawe rozwiązanie i nadaje smaczku Naszemu tytułowi. Że też takiej opcji nie było od samego początku... latanie na Alduinie <rozmarzona> ;)
- Finałowa walka - nie należę do osób narzekających na łatwe gry, a Skyrim takim tytułem właśnie jest, szczególnie na wysokim poziomie postaci. Jednakże ostateczne starcie z Miraakiem zmusiło mnie do napocenia się i wystawiło moją grową zręczność i elastyczność na poważną próbę, a to było bardzo miłą odskocznią od sielankowego heroizmu mojego Dovahkiina. Nawet Alduin nie był takim wyzwaniem, a w końcu zwali go Pożeraczem Światów xD
- Długość dodatku - a tak naprawdę, to jego krótkość. Wystarczy jeden wieczór, żeby ogarnąć całą fabułę dodatku. Pozostawia to taki troszkę niesmak, bo po wątku zdawało się, że trochę więcej będzie się działo w kampanii :/ Na szczęście pozostaje eksploracja i zadania poboczne.
- Kontrolowanie smoka - możemy oswajać smoki i je dosiadać oraz podróżować na ich grzbietach, ale system sterowania jest tak ubogi i tak tragiczny, że po prawdzie niewiele da się z tym smokiem zdziałać :/ Obawiam się, że moc Przymusu na smokach została stworzona tylko na potrzeby kampanii, a potem kiepsko przeniesiona do świata gry ^^"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz