Trzecia odsłona serii Dungeon Siege okazała się dla mnie potężnym zaskoczeniem... nieprawdopodobnie wciągająca, ale też niestety żenująco słaba. Sięgając po tytuł spodziewałam się rozgrywki bardziej przypominającej poprzednie części, a nie stricte konsolowego slashera, ale czego by innego spodziewać się po Square Enix? Obsidian mógł to jeszcze pociągnąć w dobrą stronę (i obawiam się, że jedyne plusy to ich zasługa xD), no ale stało się. Ale moment! W tej grze jest jednak swoisty blask, który kazał mi przejść ją całą bez przerwy...
PLUSY:
- Grafika & muzyka - całkiem przyjemne połączenie, na które nie mogę narzekać, a wręcz powinnam pochwalić :) Choć z bliskiej odległości modele postaci i otoczenia są deczko kanciaste, tak na oddalonym widoku (najczęstszy i najwygodniejszy jednak) gra wygląda całkiem przyzwoicie.
- Machines & magic - o taaaak, zalatuje odrobiną steampunk'u :3 Bardzo podobają mi się elementy rewolucji przemysłowej w klimatach fantasy, nadaje to pewnego rodzaju świeżości i oryginalności grze. Mechaniczni konstable, parowe cudeńka na rynku Stonebridge czy nawet machiny tego cholernego Eleganta... w to mi graj :D
- Dynamiczna walka - z początku ją wyklinałam, nawykłszy już do standardowych erpegów gdzie woj to woj, a mag to mag. W Dungeon Siege III nie ma tak naprawdę większego znaczenia kim grasz (no dobra, na dystans gra się lepiej xD), ponieważ i tak zmuszony jesteś używać bloków i uników na równi z atakami. Spodobało mi się, jakiej aktywności od gracza wymagają nawet najmniejsze potyczki :) No i efekty umiejętności dopełniają całokształtu ^^
- Anjali & Reinhart - dwie najlepsze postacie w całej grze, mniszkowata archontka Anjali oraz cynicznie rozgadany spec od magii Reinhart, i proszę mi tu nie dyskutować :P Archontka tak bardzo mi się spodobała, że była głównym czynnikiem, dla którego postanowiłam zostać przy tym tytule na dłużej niż pięć minut xD I się opłaciło ;) Szczególnie jej wszechstronność - w formie człowieka można kosić wrogów włócznią, natomiast w formie ognistej - ostrzelać na dystans potężnymi atakami.
- Towarzysz - poza wsparciem w bitwie, zbędnym gadulstwem i mało znaczącym zaufaniem może także zbierać za Nas złoto :D Generalnie to zawsze lepiej przemierzać nieprzyjazne krainy z kimś u boku niż samemu, w moim przypadku był to niestety Lucas, gdyż jego umiejętności najbardziej mi do Anjali pasowały...
- Ścieżka do celu - bardzo dobra opcja rekompensująca brak mapy oraz ubogą minimapę w grze. Po wciśnięciu odpowiedniego klawisza, ścieżka ze złotych kul wskaże Nam kierunek, w którym powinniśmy się udać. Świetne dla osób tak wygodnickich i leniwych przy wykonywaniu zadań jak ja :D
- Finałowe starcie - nie tyle schematyczna batalia, co ciekawy wygląd i zdolności Spaczonego Stwórcy :3 Tak czy owak, ostateczne starcie wymagało trochę skupienia, zręczności i umiejętności kierowania wybraną postacią, ale nie okłamujmy się, cała gra taka jest xD Tak czy siak, zapadła mi pozytywnie w pamięć.
- Jedyne DLC - bo na szczęście tylko jedno wyszło. Treasures of the Sun jest całkiem przyzwoite, zajmuje kilka godzin życia, wprowadza Nas w tajemnice nowej, piaszczystej krainy i pozwala na zdobycie wielu legendarnych przedmiotów przydatnych w finałowej walce. Było warte tych kilku złotych :P
- Coś - bezsprzecznie jest to gra, która pomimo tylu wad i niespełnionych obietnic ma w sobie to coś, co trzyma gracza do ostatniego momentu fabuły. Nie jestem w stanie określić co to, aczkolwiek wiem, że przez to kiedyś do tego tytułu powrócę... jako Reinhart, oczywiście :D
- Filmiki... - trudno te obrazkowe przekładańce nazwać filmikami... czy naprawdę wszyscy uważają, że to takie wspaniałe i cudowne i trzeba nimi zastąpić prawdziwe filmiska z prawdziwego zdarzenia? Niestety, jak dla mnie tylko niszowe i niezależne gry mogą sobie na coś takiego pozwolić, ale nie tytuły z takim rodowodem! Smutne..
- Odejście od konwencji - kupując Dungeon Siege III miałam nadzieję, że będzie to tytuł podobny do jedynki i dwójki, a tu proszę, bramka nr. 3, zonk.. chyba dwa lata (jak nie więcej) przeleżała na półce i czekała na swoje pięć minut. Gdyby nosiła zupełnie inny tytuł, to słowem bym nie pisnęła, a tak... to nie jest Dungeon Siege :<
- Walka - pomimo całej otoczki graficznej i dynamizmu, walki są cholernie toporne... może dla konsolowców grających na padzie jest super, ale niestety, operatorzy myszek i klawiatur trochę się pomęczą z nauką wojaczki. Często miałam problem "namierzyć" odpowiedniego wroga, ponieważ "zamienienie" celu wymagało ode mnie zwrócenia się w przeciwnym kierunku a potem doskoczenia do wybranego przeciwnika. Trochę to jednak upierdliwe jest...
- Interfejs - taaaak, stary, niedobry, upierdliwy konsolowy interfejs zwany także "wszystko w jednym miejscu". Żeby dostać się do ekwipunku, trzeba przeklikać kilka menu. Rozkosz, kiedy przedmioty często lecą i równie często sprawdza się ich przydatność. Owszem, można przypisać klawisze do odpowiednich "okienek", ale wymagałoby to przepisania prawie wszystkich skrótów klawiszowych, a na to absolutnie nie miałam ochoty... niestety, w Dungeon Siege III klawisze przydzielone są zupełnie bezsensownie.
- Brak mapy - w tej grze nie istnieje coś takiego jak mapa. Minimapa, oczywiście, ale na tym się kończy. Kiedy nie wiedziałam jeszcze o ścieżce do celu, wkurzałam się niemiłosiernie na maleńką minimapkę, na której za wiele nie widać i brak dużej mapy, na której zobaczyłabym wszystko...co to za RPG, gdzie bohaterowie nie maja mapy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz