piątek, 10 czerwca 2016

Warcraft: Początek

        Czekajcie, czekajcie, niech no trochę ochłonę, tak na świeżo to delikatnie ujmując ciężko pisać...Ok, dobra, zaczynam. Po pierwsze pojęcia nie mam, za co film Warcraft dostał tak niskie noty, kogoś chyba ból dupy ścisnął, że wyszło lepiej niż sądzili. Albo nie zna uniwersum, albo nie grał w żadną z gier albo po prostu ma wymagania większe niż istnieją możliwości. Ta produkcja jest po prostu wyczepiście zajebista! I nie, bynajmniej nie piszę tego jako fanka Blizzard'a, miłośniczka Warcraft'a czy maniaczka czego tam jeszcze z nimi i fantastyką związanego. Film zrobił na mnie po prostu ogromnie pozytywne wrażenie, zapewne nawet jakbym nie znała Warcraft'a, to by i tak przypadł mi do gustu.

        Gra aktorska wypadła widowiskowo, szczególnie że aktorzy wcielający się w skórę orków łatwo nie mieli. Zero sztuczności, żadne maski, absolutny brak plastiku, gumy czy lateksu, jakby postacie zostały stworzone w całości przez ekipę Blizza, albo inaczej... jakby byli realni. Mimika, gesty, doskonale oddane emocje, nie ma się wręcz do czego przyczepić. Bohaterowie oddani tak pieczołowicie, że czułam się, jakbym znała ich od lat (w pewnym sensie znam ich od lat), ponadto broń i pancerze żywcem wyjęte z doskonale znanych gier, ale bez zabawkowej sztuczności. Swoją drogą miło jest zobaczyć niektóre z postaci w ich młodej wersji :P Nie jestem recenzentką, nie piszę tekstów, ale staram się jak mogę oddać na świeżo to co czuję ;)

        Efekty specjalne... raaaany, magowie rzucający zaklęcia, batalie, mak'gora, latanie, zbroje i pancerze, gryfy, krainy, nawet murlok! Z efektami mocno poszli do przodu, albowiem największy krytyczny krytyk filmowy (nie cierpię filmów, znajduję w nich wszystko co najgorsze i głośno o tym mówię) czyli ja, zauważył tylko jedną, trwającą sekundę scenkę, która bynajmniej nie pasowała. Dla ciekawskich, to rozkazy przy Portalu. Tak czy inaczej, w tym filmie NAPRAWDĘ nie ma się do czego przyczepić. Tak boleśnie rzeczywistego efektu rzucania zaklęć nigdzie nie widziałam, ponadto w scenach bitewnych też trudno doszukać się komputerowych interwencji, czego niestety nie mogę już powiedzieć o Hobbicie, którego tak bardzo lubię. Orcza społeczność wypada nie gorzej niż magowie i wydarzenia z nimi związane - są szczegółowo dopracowani a w każdego pojedynczego osobnika i osobniczkę tchnęli życie, podobnie z ich wilczymi wierzchowcami.

        Niektóre sceny w filmie potrafiły rozbawić widza do łez, o czym świadczyła niemała eksplozja śmiechu na sali kinowej, nie będę wspominała w którym momencie, ale na pewno nikt jej nie przegapi :P Ponadto kilka bardziej wyluzowanych, w sumie życiowych i empatycznych sytuacji także napotkamy, choć naprawdę sporo w tej produkcji smutku, bólu i brutalności. Co poradzić, obecnie istniejąca Horda rodziła się w bólu i cierpieniach, ale Przymierze też nie miało lekko. Może to właśnie dzięki temu jest to produkcja dojrzała i nie do końca przez to łatwa w odbiorze. Jeżeli ktoś zna historię Azeroth, jej bohaterów, wydarzenia oraz ich następstwa, dostanie w kinie wyjątkową historię, którą będzie mógł przeżyć i zrozumieć punkt widzenia obu stron konfliktu, odczuć głębię produkcji.

        Muzyka w filmie obowiązkowo musi być na wysokim poziomie, skoro Blizzard posiada własną symfonię (ale to nie ona tworzyła podkład) :P Ramin Djawadi stworzył piękną, jak nie rewelacyjną oprawę dźwiękową, trzymającą w napięciu, oddającą nastrój sytuacji, wpasowaną w wydarzenia a nawet postacie. Szczególnie motyw przewodni zapadł mi w pamięć, tak bardzo pasujący do Hordy, że wręcz ciarki mnie przechodziły od tych bębnów wojennych ;) Motyw z Wichrogrodu również jest kapitalny, nawiązuje do serii gier, ale mimo to wnosi powiew świeżości, nawiązuje, ale nie zmusza do słuchania tego samego podkładu, co w grze :)

        Reasumując... mój ojciec (maniak filmowy) określa tego typu produkcje mianem "bajeczek", generalnie nie wiem dlaczego, ale pewnie przez wgląd na tematykę fantasy. W przypadku filmu Warcraft: Początek dostajemy bajeczkę, bardzo brutalną bajeczkę o zdradach, przyjaźni, długiej drodze ku zrozumieniu i wiele można by się jeszcze doszukać, ale nie jestem na lekcji polskiego. Nie dajcie się zmylić bezsensownym opiniom mówiącym jak ten film przypomina grę, nie pozwólcie się przekonać, że to wszystko jest w grach i nie ma niczego nowego, ani tym bardziej nie wierzcie, że film jest marnym wymysłem reżysera i Blizzard'a, nic nie wartym i oklepanym. Poczytałam kilka opinii "znaczących" osób w internetach i jestem zażenowana, że gracze i filmowcy mogą takie brednie pisać. Zastanawia mnie, czy oni widzieli więcej niż kilka ujęć produkcji i czy dotarł do nich w ogóle sens wszystkich wydarzeń. Czy oni w ogóle zdają sobie sprawę, że WoW niewiele ma tu wspólnego z filmem? Dla zainteresowanych, film opowiada o początkach całej SERII gier spod szyldu Warcraft. Nie ukrywam, wychowałam się na tym uniwersum, przez pewien okres życia Azeroth było moim prawdziwym domem, a wiele gadżetów z serii zdobi mój pokój i półki, a mimo to byłam w stanie spojrzeć na film jako nową opowieść, a nie "bezlitośnie spłaszczony przez kinowy ekran" produkt (k*rwa serio?!). Tak po prawdzie, czytając niektóre recenzje zaczynam hołdować stwierdzeniu, "kobieto, do garów!"...

3 komentarze:

  1. Ja niestety obejrzę dopiero w poniedziałek, bo mam jak na złość popołudniówki :/ Swoją drogą bardzo Ci dziękuję za brak spoilerów :) doceniam. Nie mogę doczekać się seansu i bardzo liczę na ten film. Drugi komentarz napiszę po filmie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. film genialny, oby kolejne części utrzymały wysoki poziom

    porównując gwiezdne wojny i warcrafta, zdecydowanie bardziej czekam na warcrafta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Disney nie kupił SW, to filmy nadal byłyby na poziomie... na szczęście Blizzard absolutnie nie zgodzi się na kaszkowanie ich produkcji, więc będzie dobrze ^^

      Gwiezdnym Wojnom pod panowaniem Disneyka brakuje MOCY >.<

      Usuń