Właśnie mija mi pierwszy dzień na wypowiedzeniu. Nawet silny człowiek w końcu może mieć czegoś po prostu dość, zwłaszcza, gdy zaczyna się szerzyć lekki mobbing. Innymi słowy, od dwóch miesięcy jestem jak taki kosz, do którego wrzuca się wszystkie śmieci i traktuje dosyć, hm, podle... w sumie nie ja jedna. Hotelarstwo to jednak nie mój konik, wręcz znienawidziłam tę robotę. Nawet popadłam w depresję wtórną... ale mniejsza o to, niebawem się to skończy.
Starzy oczywiście w amoku, bo jak ja w ogóle mogłam wpaść na tak debilny pomysł rzucenia roboty (w której od pewnego czasu starają się zwalić wszystko co najgorsze na mnie, tną mi wypłatę za coś, czego nie zrobiłam, odpowiadam materialnie za błędy psiapsiółeczki kierowniczki itp..)! No jak mi to w ogóle mogło się w karpidówie pojawić?!
Niektórzy pewnie pamiętają mój wpis sprzed niemal połowy roku, że chyba znalazłam swoje miejsce na świecie. Otóż, nagle brutalnie mnie z niego wyrwano i wrzucono na jakieś koszmarne gnojowisko... albo to gnojowisko zawsze nim było, tylko nie śmierdziało i obrosło kwiatkami... kij z tym, niestety od lipca jest piekło. A Kattowitz powiedziała DOŚĆ. I nie zamierza żałować tego kroku.
Nigdy nie byłam materialistką, zawsze potrafiłam wyrzec się przyjemności na poczet obowiązku. Wszyscy w "rodzinie" mi cisną, że za 1,5k się nie utrzymam. Sama może nie. Ale nie jestem przecież sama, prawda? A ja naprawdę nie potrzebuję kokosów jak moje "bliskie" krewniackie otoczenie... chcę mieć po prostu rodzinę, choćbym miała porzucić gry komputerowe i kolekcjonerstwo. Mieć coś, czego dotychczas nigdy mieć nie mogłam...
Taaa, popadłam w bardzo melancholijny nastrój. Deprecha jak nic, niestety. Nawroty sprzed kilku(nastu) lat. Fajnie. Oby bez takiego pamiętnego finału jak wtedy. Myślałam, że to bezpowrotnie minęło. Oto świetny przykład, jak ludzie z premedytacją niszczą innych ludzi. Nawet zwierzęta w obrębie własnego gatunku nie wyniszczają się w imię... w imię czego, właśnie? Za co? Nie wiem...
Tak czy inaczej, przeżyłam tyle lat w toksycznym środowisku, przeżyję i kolejne... choć wolałabym jak najszybciej wynieść się z tego mieszkania i nigdy więcej nie ujrzeć tych ludzi na oczy. Rodzice Nethey'a żywią do mnie bardziej rodzicielskie uczucia niż moi biologiczni...
Tak, wiem, blog o grach, a ja tu sypię takimi smętami. No przykro mi, mimo wszystko gracz też człowiek i problemy miewa. Czasem całkiem poważne.
Może to i blog i grach, ale nikt nie zabrania autorowi wyrzucać swoich uczuć niezależnie od ich tematu :)
OdpowiedzUsuńPrzykro się człowiekowi robi gdy słyszy o takich przypadkach czy to w pracy czy w normalnym życiu. Niestety życie to brutalna gra, na szczęście grając z kimś staje się prostsza i przyjemniejsza ;) Nie ważne kto co mówi, ważne by iść tam gdzie wiemy, że będzie nam dobrze, a że czasem poszukiwania trochę trwają to inna bajka, ale prędzej czy później wszystko dobrze się skończy ^_^
I ktoś mi powie, że życie to nie jest żadna gra, a Ty tak perfekcyjnie obalasz ich twierdzenia :) "Niestety życie to brutalna gra, na szczęście grając z kimś staje się prostsza i przyjemniejsza" - multiplayer w życiu realnym to naprawdę ważna sprawa, bo grając na singlu, człowiek szybko marnieje i ma ochotę się jedynie wyłączyć...
UsuńHeh, swoim komentarzem zmieniłeś moje spojrzenie na życie ^^ Dziękuję :)
Przyjemność po mojej stronie ^_^
UsuńCo chcecie od trybu singiel player ? Heh a tak na poważnie to Mic ma całkowitą rację w tym co napisał. Gdy uważamy że to co robimy czy zmieniamy jest dla nas dobre to na 90% takie to dla nas jest. Nasze uczucia i umysł podświadomie nam podpowiadają co jest dla nas dobre i jak postąpić. Więc rób tak jak Ci podpowiada przeczucie. A wszystko się prędzej czy później ułoży na plus :) No i nie przejmuj się i nie trać nerwów na okresie wypowiedzenia bo wiesz że to chwilowe i niebawem się kończy, a w pracy w której tak się traktuje ludzi i na pierwszym miejscu stawia psiapsiułeczki nie jest Ciebie warta. Mi jak ktoś wybitnie podpada w taki sposób to grając wyobrażam sobie że jest bosem którego właśnie niszczę :D
OdpowiedzUsuń