wtorek, 29 marca 2016

The Incredible Adventures of Van Helsing: Final Cut

        Jestem dumną (a jakże!) posiadaczką każdej części Van Helsinga, dzięki czemu uzyskałam za darmo kopię Final Cut i... jestem pod wielkim wrażeniem tego, czego dokonał Neocore z tym tytułem.  Z trzech modernizowanych i wypuszczanych w formie odcinkowych aktów gier stworzyli pełnoprawny, konkretny, zapewniający długie godziny zabawy tytuł o rewelacyjnej fabule. Co tu dużo pisać, gra jest naprawdę warta zainteresowania, nie tylko dla miłośników slasherów ;)

PLUSY:
  1. Karta postaci i drzewko umiejętności - w Final Cut każda klasa postaci posiada indywidualnie dostosowaną kartę postaci szczegółowo określającą jej cechy główne i statystyki. Ponadto drzewko postaci zostało wzbogacone i rozwinięte na wzór mapy astralnej, o szerokiej gamie umiejętności do wyboru i aur, które można aktywować i wyłączać w zależności od upodobania czy przeciwników, używanych aktualnie umiejętności etc.
  2. Reputacja - to powinien posiadać każdy szanujący się miks slashera i erpega. A tym bardziej powinien posiadać wymierne nagrody za odpowiedni poziom reputacji, w przypadku Helsinga są to bardzo przydatne atuty (pasywne bonusy) zdobywane w trakcie gry.
  3. Przedmioty - w finalnej wersji gry doczekałam się porządnego i prawdziwego skalowania przedmiotów względem wybranej klasy - to chyba pierwsza gra w jaką grałam, w której skalowanie działa tak dokładnie. Grając flogistonowym inżynierem (egzoszkielet <3) nie uraczyłam podwójnego ostrza umbralisty czy tarczy obrońcy, a wszystkie przedmioty, bez względu na sposób zdobycia, odpowiadały mojej postaci. Re-we-la-cja!
  4. Miksturki - z listy przedmiotów usunięto mikstury many i leczenia, ponieważ na dłuższą metę i tak ich wypadanie zaśmiecało tylko ekwipunek, tyle ich leciało, a korzystało się z umiarem. Zamiast tego zaprogramowano czas odnowienia mikstur będących na stałym wyposażeniu bohatera. Jakby tego było mało, w całej grze można znaleźć buteleczki jednorazowego użytku podnoszące (niewiele, ale zawsze coś!) statystyki, obrażenia od żywiołów czy bazowe punkty życia/many.
  5. Skrytka - jest olbrzymia, pojemna, z masą zakładek. Niestety, jestem chomikiem w grach i wszystko co nadaje się dla znajomych albo innych moich postaci upycham w skrzyniach. Czasem bardzo upycham, nawet po innych bankierskich postaciach xD Dlatego helsingowe skrytki w pełni zaspokajają moje chomikowe potrzeby (gdzieś te amulety, pierścienie, pasy, rękawice itp. wcisnąć trzeba) :D
  6. Katherina - o niej na szczęście nikt nie zapomniał, i dobrze, bo uwielbiam tę duszyczkę xD Katherina także otrzymała odświeżoną kartę profilową, ale co ważniejsze, wreszcie jest widoczny podział między umiejętnościami walki wręcz, na dystans i formą duchowego wsparcia. Jest to o tyle dobre, że w końcu jej zdolności mają jakikolwiek sens, jeśli chodzi o potyczki i wpływ na bohatera.
  7. Klasy postaci - wszystkie sześć klas (Obrońca, Łowca, Umbralista, Elementalista, Konstruktor i Flogistonowy Inżynier) zostało w pełni i na bogato oddanych w ręce graczy. Już się obawiałam, że zrobią odpłatne klasy DLC (Jak w drugiej części gry...), ale na szczęście ekipa postarała się nie bawić w takie bzdury rodem spod szyldu EA. Dzięki temu każdy otrzymał to co lubi, albo polubi w trakcie gry ;) Za inżyniera w zbroi hydraulicznej mają moją dozgonną lojalność :D
  8.  Poziom postaci - wreszcie można poszaleć postacią do 100 poziomu bohatera, a nie pieścić się do 30~50 i szczypać z rozdawaniem punktów umiejętności. Potem dochodzi jeszcze system chwały pozwalający na dalszy rozwój postaci, ale tak daleko jeszcze nie dotarłam ;)
  9.  Tryby gry - w końcu Helsing doczekał się jakichś konkretnych trybów pozwalających odpocząć od głównej kampanii. Do dyspozycji otrzymaliśmy całą gamę dziennych i tygodniowych misji, tryb walki na arenie, tryb odnalezienia skrzyń, tryb łowcy potworów itp. Oczywiście wszystko oparte jest na przyjemnej wyrzynce potworów, ale w końcu za to lubimy ten gatunek ;)
  10. Multiplayer - są tryby, jest i multiplayer konkretny. Wreszcie można wspólnie ze znajomymi pobawić się w swobodnych wydarzeniach, a nie wałkować kooperacyjnie kampanię ^^ Jeszcze jakby ktoś ze znajomych miał Final Cut'a... 
  11. Humor - poczucie humoru to był pierwszy element, za który pokochałam tę serię. Potem pojawiły się równie humorystyczne nawiązania do innych gier, filmów, muzyki a nawet mitologii. Same dialogi pomiędzy Helsingiem a Katheriną są bezbłędne :D
  12. Przejścia między grami - gdybym nie grała wcześniej w pojedyncze odsłony gry, to zapewne nie poznałabym teraz która gdzie się kończy, a która zaczyna, tak są bowiem świetnie połączone wszystkie części trylogii. Neocore stworzyli pełnoprawną, niebanalną grę, a zaczynali od małego i niezależnego tytułu bazującego na popularnym łowcy potworów.
  13. Pełne dopracowanie - względem wszystkich odsłon, gra w finalnej wersji została bardzo ładnie dopracowana także pod względem detali w grze, mechaniki i kosmetyki. Pojawiło się więcej przedmiotów, wrogowie posiadają nowe umiejętności, można odnaleźć więcej ukrytych materiałów i nawiązań... gra ma swoją cenę, ale raczej jest jej warta ;)
MINUSY:
  1.  Rozruch gry - podczas uruchamiania gry, logowania na serwer i wczytywania postaci umilałam sobie czas krzyżówkami... niestety, trochę to wszystko trwa :/ Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo jak już się wczyta... ;)
  2. Polonizacja - no cóż, twórcy gry nie są temu winni, ale trochę wstyd dla polonizatorów za odwalenie partaniny, kiedy podczas filmiku napisy lecą po włosku/hiszpańsku czy cholera wie jakiemu, przedmioty mają angielskie nazwy, ich wymagania są w stylu "Kali być, Kali mieć" (np. Obrońca klasa jest - tekst na czerwono, bo obrońca nie jest postacią gracza) itp. Nie wspomnę o sytuacjach, gdzie znaki są zastępowane innymi, choćby cudzysłów znaczkiem &...

sobota, 26 marca 2016

Wielkanoc!

        Chciałam Wam wszystkim życzyć udanych świąt Wielkanocnych! :D Taaaak, wiem, jestem geniuszem, jeśli chodzi o oryginalne życzenia :P Ale mimo wszystko wszystkiego dobrego w te święta :)

czwartek, 24 marca 2016

Neverwinter Nights 2

        Ile to za młodu człowiek zagrywał się w serię Neverwinter, tego nie zliczę... ale zliczyłam, że Neverwinter Nights 2 ma już niemal 10 lat i jak na całą dekadę, trzyma naprawdę wysoki poziom. Aczkolwiek przechodząc grę krok po kroku przekonałam się, że takie tytuły już nie dają mi tej samej satysfakcji co lata temu. I ja się zestarzałam i one, przy czym nie mam już takiej wyobraźni jak kiedyś - prowadząc storytellingi, pisząc masę opowiadanek z gier i nie tylko, żyjąc życiem swoich bohaterów. Teraz mam za dużo własnego chyba xD Jak by nie było, tytuł jest bardzo mocny i dla miłośników papierowych systemów RPG jest ziszczeniem marzeń ;)

PLUSY:
  1. Rasy i klasy - całkiem spory wybór pomiędzy podstawowymi klasami postaci i możliwymi rasami oraz podrasami dostępnymi w systemie D&D, przy czym warto zauważyć, że odpowiednio prowadzona postać może odblokować klasy prestiżowe, co jest sporym atutem w tego typu grach. Naprawdę miałam problem nad odpowiednimi wyborami w kreatorze postaci, a to ze względu na fakt, że nie wszystkie rasy nadają się na daną klasę (w moim przypadku paladyna). Szkoda. Sporo straciłam grając aasimarem, bo oczywiście we wszystkich grach ludzie muszą być mega wypasieni (ech...), a tymi grać w grach fantasy nie znoszę. Dość mam ludziów na co dzień, ażeby jeszcze w grach ich znosić xD
  2. Dubbing - mówcie co chcecie, ale zdecydowanie plusuję gry ze świetnym dubbingiem, a Neverwinter Nights 2 takowy posiada. Drażniła mnie tylko ślimacza prędkość wypowiedzi postaci, ale poza tym drobnym faktem przyjemnie słuchało mi się dobrze dopasowanych głosów (Neeshka, przestań gadać, od tego kwiku uszy mnie bolą...), a modulacja przypominała mi stare czasy z epoki papierowych sesji RPG, kiedy to Mistrz Gry budował klimat, a gracze starali się go podtrzymać :D
  3. Zaawansowany edytor poziomów - chociaż osobiście nigdy sama nie stworzyłam żadnej mapy, to zdarzało mi się korzystać z przygód innych graczy i znajomych. Jest na tyle dopracowany, że można utworzyć niemal pełnoprawne, wielogodzinne kampanie. Pozwala to na przedłużenie swojego żywota w grze na kolejne godziny zabawy. Sesja RPG ze znajomymi, ale już nie papierowa :)
  4. Fabuła - z początku nie wydawała mi się szczególnie pociągająca, ot, kolejny wieśniak łapie za miecz by obronić swój świat. Ale z czasem, jak kolejne elementy zaczynały się ze sobą splatać i dopasowywać, zaczęłam dostrzegać tę kiełkującą epickość i dałam się porwać chwalebnym i szalonym poczynaniom bohaterskiej bandy. Choć nie powiem, były to cholernie długie godziny epickości xD
  5. Klimat - lokacje, pory dnia, naturalność zachowań postaci, odpowiedni dubbing, genialna muzyka oddająca nastrój sytuacji i ekipa pragnąca powstrzymać niszczycielski żywioł rzucona w sam środek wydarzeń to coś, co lubię. Niejednokrotnie czułam się, jakbym sama tam była i brała udział we wszystkich wydarzeniach. Taki właśnie klimat powinny tworzyć gry RPG oparte o książkowe systemy (Drakensang może się schować...)!
  6. Przekomarzanki i teksty - po prostu nie dało się nie uśmiechnąć słysząc dysputy towarzyszy, jak np. Khelgara z Neeshką, Bishopa (chociaż tego częściej miałam ochotę zabić), Shandry, czasem nawet teksty Ammona powalały z nóg xD O Grobnarze już nawet nie wspomnę, bo ten ma szczególnie nierówno pod sufitem. Nie zabrakło tez wielu zabawnych sytuacji ze spotykanymi NPC, co dodawało pewnej dozy naturalności i swojskości w świecie Faerunu. Warto się pośmiać, nawet ze świadomością, że na końcu tej drogi czeka nas zagłada ^^"
  7. Romans - w sumie taki jak żaden, ale warto wspomnieć, że w stosunku do innych gier tego typu (Neverwinter Nights, Baldur's Gate), jak na czas powstania był to już niesamowicie romantyczny romans! Towarzysz bierze bohatera na stronę, wyznaje mu uczucia, czeka na reakcję... nie to co kiedyś, kwestie wyłącznie pisane i wyobrażaj sobie człeku jakby to mogło wyglądać ;) 
  8. Proces - na pewnym etapie gry nasz bohater musi stanąć jako oskarżony przed królem Nasherem. Nic w tym szczególnego, ale cała ta otoczka ze zbieraniem dowodów na swoją obronę, utarczkami dyplomatycznymi z oskarżycielką, dowiedzeniem o swojej niewinności oraz ostateczny pojedynek miały w sobie to coś, były jakby wstępem do prawdziwych wydarzeń w grze, tych bardziej znaczących. I od tej pory baczniej i z zaciekawieniem zaczęłam śledzić postępy fabuły  ;)
  9. Architektura - detal, na który zwróciłam uwagę w poszczególnych lokacjach. Budowle są wykreowane w różnorodnym stylu, odpowiednio do przynależnych do regionu miast. Port Llast ma inaczej zaprojektowaną architekturę, Neverwinter z poszczególnymi dzielnicami zupełnie inną, nie wspominając już o obrzeżnych wioskach. Spodobało mi się to, gdyż wiele obecnych tytułów RPG jest robionych na jedno kopyto - różne miejsca, takie same budynki.
  10. Pory dnia i nocy - dynamiczna zmiana pór dnia też niestety coraz rzadziej gości w co nowszych produkcjach, a szkoda, bo jest uzupełnieniem klimatu dobrego erpega. Wykonując misje widać wyraźnie, że zaczęliśmy pierwszego dnia w południe, a aktualnie jest dzień drugi rano, ponadto sama możliwość obserwowania naturalnego stanu rzeczy, jakim jest bieg czasu, buduje klimat dla świata, w którym gracz może się poczuć swoja postacią. Dla mnie to ważna sprawa jakiej zabrakło choćby w ulubionej przeze mnie serii Dragon Age...
MINUSY:
  1.  Niemy bohater - niestety bardzo mnie to irytuje w grach. Albo nie mówi nikt, albo mówią wszyscy, a nie że każdy powie coś emocjonującego a bohater przemilczy, bo przecież gracz przeczytał paseczek. Dobrze, że to już jest bardzo rzadko praktykowane zagranie, głównie w niszowych produkcjach.
  2. Stęki i jęki - protagonista nie ma nic do powiedzenia, ale jak przychodzi czas na walkę, to przy każdym ruchu słychać tylko stęknięcia, jęki i okrzyki. Na dłuższą metę można kota dostać (w najgorszym przypadku dwa), szczególnie przy tak dynamicznej walce, jaką serwują systemy RPG (rzuty, rzuty i jeszcze rzut na to, czy udał się rzut rzutu). Jakby nie było, wkurzające.
  3. Dynamika walki - no właśnie, dynamika jest okropna. W sumie słowo "dynamika" bynajmniej tu nie pasuje... Zdaję sobie sprawę, że tak właśnie wyglądają klasyczne cRPG z książkowego przekładu, ale przecież nie musi mi się to podobać. I nie podoba. 
  4. Charakter dobry - 99% postaci o dobrym charakterze (w tym praworządne i chaotyczne) to kompletnie stratne cioty. Postanowiłam grać świętą paladynką i robić wrażenie na pozytywnych towarzyszach ale... zdaję sobie sprawę, że najlepsza zabawa jest w momencie wybrania postaci chaotycznie neutralnej/złej...
  5. Postacie - wykonanie postaci jest po prostu kiepskie, żeby nie napisać bardzo kiepskie. Może kilka w całej grze jest ładnie wykonanych, ale to są NPC szczególnej wartości, czyli nie możemy użyć ich twarzy i fryzur w kreatorze postaci. Pozostałe są brzydkie (prawie wszyscy elfowie) albo wyglądają mało estetycznie.

środa, 23 marca 2016

Z terrarium wzięte...

Milczący kibic. Po minie można wywnioskować, że miał inny pomysł na poprowadzenie postaci.

Ktoś świerszczom bananowym nagadał, że rosną na drzewach... banany, nie świerszcze.

piątek, 18 marca 2016

Kattowitz i Nethey idą na swoje!

        Taka sobie krótka notka oficjalnie informująca, iż w dniu dzisiejszym dopełniliśmy wszelkich formalności i w końcu otrzymaliśmy zakupione mieszkanie :D Cały proces od poszukiwań rozpoczął się z początkiem września zeszłego roku, oferta finalna znaleziona na przełomie grudnia/stycznia, natomiast otrzymanie odpowiedzi na wniosek do MDM trzy miesiące później... czyli w zeszłym tygodniu. 
        Tyle nerwów nie najadłam się od czasów studiów i sesji, a i to chyba nawet było niczym w porównaniu z szaleństwem bankowo-pośredniczo-urzędniczym xD Tak czy inaczej, od przyszłego tygodnia remont :)
        Tak napisałam o stresie, ale warto byłoby wspomnieć o ekipie świetnych ludzi, których mieliśmy okazję przez ten czas poznać. Michał, nasz pośrednik, który aktywnie wspierał nas przeogromną wiedzą z zakresu nieruchomości i biegłością w odnajdywaniu najkorzystniejszych ofert. Pan Pracownik z wybranego banku, dzięki któremu wszystko poszło ekspresowo, choć nie obyło się bez "Huzia na Józia". No i Pan Włodzimierz, od którego mieszkanie odkupiliśmy - człowiek sympatyczny i ze sporym bagażem doświadczeń życiowych. Wszyscy ci ludzie sprawili, że jak podpisaliśmy akt notarialny, żegnaliśmy się jak po zakończeniu pięciu lat na jednej uczelni - a przecież w następnych dniach znów się spotykaliśmy xD Jakaś taka więź międzyludzka się zawiązała, niesamowite :) 
        Wreszcie można odetchnąć i nieco zwolnić tempo, choć rozpoczęcie remontu jest równoznaczne z kolejnym wrzuceniem na wysoki bieg ^^ Ale czym by było życie, gdyby nie ciągłe zajęcie? :D No, gry odejdą tymczasowo w odstawkę, ale pewnie i tak znajdę na nie troszkę czasu... w niedziele :P


P.S. Na szczęście wciąż pozostajemy w Katowicach :)

wtorek, 15 marca 2016

Chico

         Kiedyś obiecałam wrzutkę zdjęć gekona ze spaceru i oto są: niewiele bo tylko trzy, ale za to zwierzak coraz bardziej oswojony :) Swoją drogą, jaszczurek okazał się Panem Chico, co w gruncie rzeczy nie robi mi różnicy :P
Jego skonsternowana mina mówi wszystko xD
Kocham te gekoniaste wiecznie uśmiechnięte mordki <3
Się chłopak zaczął rozkręcać, spodobało mu się łazikowanie i skoczkowanie.
          Jest z nami niecałe trzy miesiące a i tak już są spore postępy w oswajaniu - nie ucieka przy zapaleniu światła, wędruje po szybach terrarium (kiedyś nie wyszedłby z kryjówki gdy cokolwiek się ruszało), na podsuwaną rękę przesuwa tylko głowę (kiedyś uciekał aż się potykał), a porządki traktuje z ostrożną ciekawością. Coraz lepiej ^^

piątek, 11 marca 2016

Heroes of Hellas 3: Athens

        I znów odzywa się we mnie żyłka pasjonatki tego typu gier... zastanawiałam się nawet, czy nie zrobić osobnej kategorii: "gry poniżej piątaka", ponieważ to kolejny tytuł dorwany na Allegro za marne grosze xD Doskonały tytuł. Nie potrafiłam się od niego oderwać, świetnie się bawiłam i wciąż odczuwałam niedosyt. Niestety, studio nie zrobiło więcej tego typu gier na Steam, a jakoś nie widzi mi się grać w niezależne perełki poza platformą :P

PLUSY:
  1. Fabuła - urzekająca starożytna kraina, w której filozofia rozwijała swe korzenie na równi z kultem doskonalenia ciała... bo dużo ciał pojawia się w grze, szkoda że tak zdominowane przez część męską, ponieważ żeńska byłaby równie... eee, ja nie o tym :P A więc starożytna Grecja, a bliżej Ateny są miejscem, w którym rozpoczynamy grę. Naszym zadaniem jest odkrycie, kto stoi za zniszczeniem tego pięknego miasta i osłabieniem jego patronki, Ateny. Na nasze barki spada także odpowiedzialność za zdobywanie złota i odbudowę stolicy, jak można było przewidzieć. A złodupiec okazał się (dla mnie) zaskoczeniem. Niestety niewiele z tej Grecji uszczkniemy, ale za to przypomnimy sobie nieco mitologię, jedną z moich ulubieńszych ;)
  2. Wciąga - już dawno nie spędziłam tylu godzin pod rząd nad jedną grą, jak w tym przypadku... pomijam syndrom jeszcze jednej tury, pomijam narzucone kontrole myślowe w stylu "dobra, to już ostatnia partia i biorę się za co innego". Nie. W tej grze ostatnia tura przenosiła się na kolejną, a partyjki rozszerzały się o kolejne poziomy, bowiem trzeba było zarobić na następny budynek, trzeba było dopaść dalszego boga, trzeba było znaleźć n-ty artefakt... eee, obawiam się, że nawet Bejeweled mnie tak nie znarkotyzował =.="
  3. Trzy gry w jednej - szaleństwem jest połączenie match 3, puzzle oraz hidden object... szaleństwem, ponieważ kocham te gatunki i to dodatkowo powoduje, że nie można mnie oderwać od monitora ^^" Musiałam przejść całość, bo nie mogłam się doczekać odkrywania przedmiotów. A jak je odkryłam, to łączenie płytek nie dawało mi spokoju. Nie wspominając nawet o zakończeniu fabuły xD 
  4. Język polski - oczywiście obyłoby się bez niego, ale zawsze jest to jakaś wygoda ;) Poza tym miło zobaczyć, że tak drobne produkcje pojawiają się w rodzimym języku.
  5. Grafika - bardzo przypadła mi do gustu. Jest lekka, pozbawiona kolorystycznie ostrych i nadmiernie zaciemnionych elementów (nie wliczając kataklizmów), w pewnych momentach jak malowana, w innych jak standardowa przeglądarkowa gierka (np. w mieście).  Animacja plansz z płytkami bardzo starannie wykonana, zadbali o wszystkie detale, wliczając w to umiejętności bogów i herosów czy przeszkody. Zaryzykowałabym stwierdzeniem, że grafika raczej nie bije po oczach, ale za to uprzyjemnia chwile relaksu :P
  6. Muzyka - bardzo przyjemnie wkomponowana w styl gry, szczególnie na poziomach z wymogiem czasowym ;) Trudno napisać o niej cokolwiek konkretnego, ponieważ tego typu gry mają bardzo specyficzny rodzaj muzyki. Ale mnie bardzo przypasowała.
  7. Płytki - prawie cała gra polega na ich przestawianiu, nic oryginalnego. Oryginalne są natomiast funkcje tych płytek, ich działanie, wydarzenia w trakcie układania. Każdy kolor przypisany jest jakiemuś bogowi lub herosowi, a ich zbijanie pozwala na zyskanie wsparcia ze strony odpowiedniego. Ponadto pojawiają się płytki owinięte i zablokowane sznurem, przeklęte, wkomponowane w monolit... po prostu na planszach zawsze coś się dzieje, nie wieje nudą od tego ciągłego łączenia elementów. 
  8. Bogowie i bohaterowie - w starożytnej Grecji nic nie miało prawa istnieć lub działać bez przyzwolenia bogów, podobnie mamy właśnie w grze. Odnajdując amulety bogów możemy ich przekonać do wsparcia nas w krucjacie przeciwko wrogowi Ateny. Jest to bardzo ciekawe rozwiązanie, ponieważ posiadają oni niezwykle przydatne umiejętności, jak np. niszczenie monolitów i sznurów, zmiana przeklętych płytek w bomby albo usunięcie wszystkich płyt danego koloru z planszy. 
  9. Długość gry - wiele gier tego pokroju jest po prostu zbyt krótkich, żeby potraktować je poważnie. W przypadku Heroes of Hellas 3 zostałam mile zaskoczona - podstawowa kampania to ponad kilkanaście godzin rozrywki, a gdzie tu jeszcze rozbudowa pałacu, która jest trybem dodatkowym po ukończeniu wszystkich misji dla Aten :D Powinni robić więcej tak długich i wciągających produkcji ;)

środa, 9 marca 2016

Równy roczek

       Dziś mija równy rok od momentu swojego wydziergawienia ^^ Z tego też powodu postanowiłam zrobić aktualne zdjęcie tatuażu dla porównania ze świeżą wersją sprzed roku, poza tym fajnie w końcu byłoby go zobaczyć po takim czasie xD
       Przy okazji pozdrowienia dla Wiśni z Rectum, który tworzył to miniaturowe dzieło :D Używają naprawdę dobrej jakości barwników, ponadto nie miałam przez cały rok problemu ze skórą czy jakimiś pochodnymi chorobami, którymi wszyscy naokoło mnie straszyli xD 
        
A oto i przedmiot noty:

wtorek, 8 marca 2016

Path of Exile

        Pamiętam, jak zagrałam w ten tytuł pierwszego dnia po jego ukazaniu się w 2013 roku. I pamiętam, że szybciej niż się zalogowałam i stworzyłam postać - wyłączyłam grę. Nie rozumiałam zachwytu graczy nad tym paskudztwem mianującym się bezpretensjonalnym zwycięzcą w szrankach z serią Diablo III. Wtedy ta gra była dla mnie porażką, przereklamowanym slasherem, który o legendzie opiewającej Diablo II mógł co najmniej pomarzyć... a teraz wróciłam do tytułu (ponieważ znalazłam go na Steam) i muszę przyznać, że teraz to już nie byle co. I rzeczywiście w pewnych względach bije najnowsze Diablo na łeb...

PLUSY:
  1. Mikstury - pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w tej grze to dosyć ciekawy system mikstur. Są odnawialne. Zabicie potworów lub wizyta w mieście uzupełnią braki w płynach leczniczych, energetycznych czy też pobocznych, takich jak szybkość ruchu  czy wzmocniony pancerz. Nie trzeba wydawać materiałów na ich zakup, bo lecą stosunkowo często i z każdym poziomem coraz lepsze. Nadwyżki można zawsze opylić u handlarzy. Rozwiązanie całkiem przyzwoite :)
  2. Umiejętności - bohaterowie otrzymują swoje umiejętności aktywne na dwa zasadnicze sposoby: jako nagrodę za wykonanie zlecenia lub jako losowy przedmiot z zabitych bestii. Intrygujące jest, że posiadając odpowiednie statystyki podstawowe (siła, zręczność, inteligencja) można łączyć umiejętności wojowników z umiejętnościami np. czarodziejów, tworząc tym samym ogrom zabójczych kombinacji. Warto też dodać, że każdy przedmiot w grze posiada gniazda na kamienie umiejętności, czasem powiązane, czasem pojedyncze, w których można te pomysły urzeczywistnić. Co do umiejętności pasywnych, to każda postać posiada to samo drzewko (ale w innych punktach rozpoczyna po nim podróż), które oferuje jeszcze więcej możliwości niż te aktywne. Jedna postać może mieć setki wersji i zastosowań. Piorunujące.
  3. Brak złota?! - kolejne, czym zostałam zabita przez twórców gry, to brak złota, a postawienie na... handel wymienny! Tak przywykłam do złota i tym podobnych w grach, że z początku jego brak wydawał mi się nieco dziwny. Z czasem okazało się, że jest to znacznie lepsze, niż farmienie złociszy na niezbędne zakupy. Generalnie w grze jesteśmy w stanie WSZYSTKO znaleźć, zrobić czy otrzymać, więc jakakolwiek waluta staje się zbędna. Sami jesteśmy w stanie wytworzyć rzadkie przedmioty ze zwykłych, których leci wprost nawała z potworów. Sami możemy zmieniać ich statystyki albo generować kieszonki na umiejętności. Zwoje portalu i identyfikacji zwykle w kawałkach otrzymujemy za oddawanie wszelkiej maści przedmiotów handlarzom, więc... doprawdy, nie musi być złota w grze, aby była dobrze rozwiązana ekonomicznie :D
  4. System walki - w punkcie o umiejętnościach nadmieniłam, że można wykreować dowolną postać na setki różnych sposobów i stylów gry. Dla przykładu: templariusz może być świetnym nekromantą, piromantą, paladynem, szamanem itp.. Wszystko zależy tylko od tego, jakie umiejętności pasywne i aktywne dobierzemy. Grę przeszłam Cieniem, gdyż styl walki najbardziej mi przypasował - dynamiczny, ryzykowny, pełen uników, wysysania życia i drapieżnych zaczepek. Dawno nie widziałam postaci w aRPG, której atak byłby trudny do zarejestrowania przez ludzkie oko xD Ponadto dobrałam jeden kamień AoE, lodową pokrywę na broń i golemika zwiększającego statystyki. Sieczka w polu dosłownie. Niestety, Diablo III rzeczywiście może wydawać się oklapnięte...
  5. Darmowa postać? - Path of Exile należy do gier spod szyldu F2P, stąd też spodziewałam się, że jakiekolwiek dodatki, a w tym niedostępna od początku gry klasa scion, będą ekstra płatne. Pomyliłam się tylko pod względem płatności za nową postać. W trzecim akcie kampanii ratujemy pewną panią z klatki, a ta w ramach podziękowania przyłącza się do naszej krucjaty. Całkiem za darmo. Absolutnie. Kończymy akt, włączamy nowa grę i możemy cieszyć się oryginalną, hybrydową klasą postaci :)
  6. Klimat - lochy, ruiny i zgliszcza posiadają ten legendarny klimat, którego nie było mi dane poczuć od momentu pierwszego odpalenia Diablo II. Muzyka, odgłosy, wystrój, brutalność i poczucie beznadziejności wraz z dreszczami towarzyszyły mi nie raz. Po prostu rewelacja dla ludzi, którzy z zamiłowaniem wsiąkają w nastrój gry. Tego mi brakowało, dreszczyku emocji ;)
  7. Mapa i misje - z początku denerwował mnie brak dużej mapy całego świata/kontynentu/aktu/regionu, ale ta, którą zaserwowali nam twórcy, jest odpowiednia: kompaktowa, estetyczna, z wyraźnie zaznaczonymi elementami i wskazanymi zadaniami jest przejrzysta, wygodna i wystarczająca.
  8. Wydarzenia w grze - żeby przejście kampanii nie ograniczało się tylko do odbijania pomiędzy punktami kontrolnymi i zleceniami, otrzymaliśmy kilka ciekawych "rozrywek pobocznych":  "Strongbox'y", czyli skrzynie z odpowiednimi przedmiotami strzeżone przez kilka paczek potworów pojawiających się na nasze kliknięcie; "Corrupted Land'y" pełne wzmocnionych bestii i obfitujące w specjalne nagrody w postaci lepszych niż normalne kamieni umiejętności; Misje dzienne/wyzwania od kilku szczególnych NPC, polegające na sprowadzeniu ducha ognia, oczyszczeniu bestii lub zajęciu się artefaktem (zniszczenie go lub obrona).
  9. Kryjówka - na pewnym etapie gry możliwe jest założenie własnej kryjówki, do której można zaprosić znajomych, aby podziwiali nasze umiejętności dekoratorskie lub skorzystali z wielu mebelków pozwalających ulepszać bronie i pancerze. Bardzo ciekawe rozwiązanie, szczególnie żeby odetchnąć od ciągłej walki, ulepszyć w znaczny sposób swój ekwipunek czy też po prostu pogadać ze znajomymi w świecie gry. 
  10. Pilnuj się! - gra nawet na normalnym poziomie trudności nie jest łatwa, wymaga od graczy skupienia na walce i koncentracji przy używaniu umiejętności. Nie jest też trudna, bowiem wszystko rozbija się o to, by efektywnie kontrolować poziom życia, many i ładowanie umiejętności oraz jednocześnie rozeznawać się na polu bitwy.
  11. Lokacje i monstra - nie wydaje mi się, bym przez całą grę widziała dwie takie same jaskinie, takie same lochy czy tereny zielone. Pomimo tego, że lokacje są generowane losowo, to dodatkowo każda z nich jest indywidualna, nieważne czy są to kolejne odwiedzane podziemia, wszystkie mają swoje oryginalne wnętrza. Podobnie się ma z potworami ( w tej grze ludzie są nawet gorsi od potworów), których naprodukowali całkiem sporo, o wyjątkowych umiejętnościach, unikalnych modelach i miejscach występowania. Lokacje i przeciwnicy nadają każdemu aktowi swoistego klimatu i odmienności.
  12. Tworzenie - nie ma złota, ale za to istnieje niemała ilość wszelakiej maści orbów służących jako materiały do pożądanego i skutecznego tworzenia przedmiotów w grze. Wspominałam już o nich przy okazji braku złota, ale warto o postawić osobny punkt, bowiem to na tych małych kamykach opiera się ekwipunek postaci. W Path of Exiled nie stworzysz przedmiotu od zera, za to z zera stworzysz znakomitej jakości przedmiot, który możesz dowolnie zmodyfikować.
  13. Boss fight - to dosyć ciężki orzech do zgryzienia, bowiem finałowe walki nie są wcale miłe, lekkie i przyjemne. Ścieramy się z najpodlejszymi francami w grze, które nie posiadają dwóch ataków na krzyż, a całą gamę niszczycielskich zdolności (pozdrawiam szacownego Malachai'a...), z których aż nader chętnie korzystają. U mnie zgony przy bossach zaczęły się dopiero w trzecim akcie, myślę, że jak na początkującą to nie tak źle xD
  14. Drużyny - tak, jest to gra MMO, aczkolwiek innych graczy można spotkać wyłącznie w miastach, co dla mnie jest doskonałym rozwiązaniem i każde MMO powinno takowe wprowadzić! Można grać solo, ale dużo zabawniej jest grać z pięcioma innymi znajomymi, zwiększając tym samym poziom trudności, szansę na wypadnięcie lepszych przedmiotów czy wartość doświadczenia za zabicie. Widzisz, Blizzard? Można dać więcej niż CZTERECH graczy w party!
  15. Rzeczywiście F2P - widząc system mikropłatności i darmowość w grach zawsze jestem cholernie sceptyczna. Albo raczej niechętna. Ale chwila, w tym tytule naprawdę nie zaznamy żadnego Pay 2 Win, mamy takie same szanse na wszystko w grze jak inni gracze, nawet ci, którym nie szkoda pieniędzy na światełko na mieczu. Twórcy postawili na płatną kosmetykę i w niczym nikomu to nie przeszkadza ^^
  16. Poziomy trudności - Normalny, Okrutny i Bezlitosny. Przejdziesz pierwszy, możesz zacząć wszystko od nowa w drugim. Całkiem wygodne, szczególnie jeśli masz ochotę zdobyć osiągnięcia na Steam i sprawdzić się z bossami na znacznie trudniejszych poziomach. 
MINUSY:
  1.  Ja rozumiem, że brzydkie... - ale żeby postacie były AŻ TAK paskudne? Tu nawet nie chodzi o modele czy tekstury, ale te postacie wyglądają tragicznie. Wiedźma, której dziwnym trafem nie zdmuchnęło z tego statku. Pewnie przez te kajdany... zasuszony dziadek machający buławą lepiej niż młodzieniec. Wygnańcy i niewolnicy, ja to rozumiem, ale proszę was...
  2. Ceny z kosmosu - mikrotransakcje tracą na znaczeniu, jeśli o nazwę chodzi. Z ciekawości przeliczyłam wartość dekoracyjnych skrzydeł na PLN i po prostu padłam. Są w tej grze idioci, którzy wywalili 160zł na jeden mały elemencik dekoracyjny. Jeden. A jest ich pełno. Mam nadzieję, że się mylę i wygrali je w jakimś bundlu, PvP, daily czy czymś innym... bo inaczej załamuję się nad ich głupotą.
  3. Wygląd mapek... - minimapy ni cholery nie są przejrzyste i czytelne. Nabździągolone na nich jak diabli wszystkich przejść, schodów, mostków, punkcików, niekiedy nawet kamyczków, że człowiek z otwartą mapa nie wie, czy tędy przejdzie, czy jednak musi iść tam, naokoło. Jak się potem okazuje, to co wygląda jak ściana, jest ścieżką i na odwrót. Tyle dobrze zrobili, to i ten minus mogli poprawić. 

poniedziałek, 7 marca 2016

The I of the Dragon

        Gra jest wprost fantastyczna i pojąć nie mogę, dlaczego nikt jeszcze nie zrobił jej remake'a albo kontynuacji! Grę ze szczenięcych lat dorwałam za śmieszną kwotę na Steam'ie, a przyjemność jaką dało mi zagranie w nią i przejście - bezcenne. Pomimo starej grafiki, mechanika jest na wysokim poziomie, przebija nawet wiele innych tytułów z późniejszych lat. Cieszy mnie fakt, że posiadam w końcu kopię, której raczej szybko nie stracę (chyba że Steam zacznie wycofywać gry ze swojej platformy...). A co najważniejsze... gra jest w pełni o SMOKACH! :3

PLUSY:
  1. Symulator smoka - w pewnym sensie gra zakrawa właśnie o takowy symulator :D Wybieramy jednego z trzech odmiennych skrzydlatych gadów (wojownika, maga lub nekromantę) a potem... chronimy miasta ludzkie przed potworami, niszczymy im gniazda, toczymy zajadłe walki, latamy, szybujemy, palimy i pożeramy, zbieramy przedmioty i przechwytujemy istoty żywe, rzucamy zaklęcia i ogólnie robimy wszystko to, co tylko smoki mogą zrobić najlepiej :P
  2. Kontrola nad smokiem - wcielając się w smoka posiadamy nad nim pełną kontrolę, nie musimy martwić się o to, że w danej chwili nie możemy plunąć ogniem czy jadem, zaatakować zaklęciem czy też po prostu polatać sobie w ogniu krzyżowym. Jedynym ograniczeniem dla naszego smoka jest rozmiar regionu. I po części jego statystyki ;)
  3. Zaklęcia i umiejętności - poza tym, że niebieski smok jest typowym magiem i posiada pełną paletę różnorodnych zaklęć warto wspomnieć. Warto też zauważyć, że czarny nekromanta posiada ich mniej, a u czerwonego wojownika są one prawie zbędne, gdyż brutalna siła potrafi zdziałać cuda. Albo raczej - katastrofę. Bardzo przypadło mi też do gustu, że każdego smoka można teoretycznie "przeprogramować", czego osobiście nie polecam. Grając czerwonym Annoth'em przeszłam całą grę na podstawowej umiejętności maksymalnie rozwiniętej przez statystyki, używając tylko czarów pomocniczych (jak wykrycie bestii, powrót i wezwanie ognistoskrzydłego). I było to naprawdę lekkie i przyjemne :)
  4. Swoboda - nie jest to sandbox, ale moim zdaniem jak na rok powstania (2002 na świecie, 2004 w Polsce) oferuje znacznie większe możliwości niż obecne tytuły. Mamy jasno określone cele misji, ale pomimo tego nie jest ważne, czy wykonamy te lub inne upatrzone przez nas cele. Rozbudować miasto do trzeciego poziomu? Świetnie, ale najpierw rozwalę gniazda. Albo zaspokoję głód. Albo nie, ubiję trochę potworów, żeby magowie mieli z czego pobierać energię a ja zdobędę nieco punktów doświadczenia. Oczywiście, są zadania zmuszające nas do pozostania w danym regionie albo działania od razu, ale są naprawdę rzadkością. Podoba mi się ta opcja: jesteś smokiem, więc rób co chcesz :D (Możesz także zjadać/plenić swoich ludzi i palić im miasto, jak wygodnie xD)
  5. Dubbing - ogromne dla mnie zaskoczenie. Gra, o której nikt nie pamięta, a obawiam się, że w swoich latach szału nie zrobiła, posiada całkiem konkretny dubbing! Może i nie jest obszerny i bogaty, ale za to profesjonalnie nagrany i zmontowany. 
  6. RPG - w grze pojawiają się elementy z tego gatunku, co szczególnie uwielbiam. Grzebanina w statystykach to coś, za czym tęsknię w dobie obecnych gier, gdzie większość tytułów przydziela je za gracza, aby ten przypadkiem sobie postaci nie popsuł. Tutaj posiadamy pole do popisu otrzymując z każdym poziomem po 25 punktów statystyk (niby dużo, ale statystyki swoje kosztują, np. regeneracja życia pochłania 4 pkt.), które można rozlokować w prędkości lotu, sile oddechu czy mocy zaklęć. Za punkty te kupujemy także czary, jeśli są dostępne. Niestety postać w żaden inny sposób się nie rozwija - nie zmienia wyglądu (choć ulepszane umiejętności skutkowały inną animacją) ani nie zdobywa pancerzy czy broni (w sumie nie ma po co).
  7. Miasta - w grze nie spotkamy się z bogato rozwiniętą ekonomią, rozbudową jednostek czy zmyślną strategią, bowiem miasto pełni rolę "gniazda" naszego protegowanego. Naszym celem jest bronienie go (choć mieszkańcy potrafią się całkiem umiejętnie ochronić), zlecanie napraw, podnoszenie poziomu kiedy magowie zdobędą odpowiednią ilość energii oraz dostarczanie tam przedmiotów związanych z misją. Ponadto miasta szybciej regenerują zdrowie smoka. Innymi słowy, miasto dba samo o siebie, nie musimy odrywać uwagi od wybijania potworów, by stale się nim zajmować.
  8. Posilanie się - sam fakt, że nasza gadzina potrafi upolować sobie potwora czy zwierzę, aby go potem spokojnie spałaszować jest bardzo interesujący. Do tego dochodzi pasek głodu, który w średnim tempie opada i zmusza gracza do znalezienia soczystej ofiary. Niestety, nie odkryłam jakie są kary za głodnego smoka, ale skoro dali zapełniany pasek, to coś musi być na rzeczy ;) Animacja sama w sobie też prezentuje się wprost... pysznie :)
  9. Pory dnia - czasem myślę, że w obecnej generacji gier zapomniano o zmiennych porach dnia. Zwykle wygląda o tak: pierwsza misja w dzień, druga w nocy, trzecia i czwarta w dzień, piąta w nocy... tutaj tego nie ma, w The I of the Dragon dzień zmienia się płynnie w noc, podobnie jak chmury na niebie płyną swobodnym, leniwym torem. Jest to coś, czego brakuje w wielu grach, a ja przykładam do tego wielką wagę. 
  10. Zmiany bohaterów - kilka misji wprowadza pewna świeżość do gry, a mianowicie zmianę naszego bohatera na bardziej ludzkie odpowiedniki ;) Zdarzy nam się wcielić w łowcę, kawalerzystę na dwunogim stworze czy artylerzystę na podobnej do kodo bestii. Z początku mnie to irytowało, ale potem z ciekawością czekałam, co będzie następne... ;)
MINUSY:
  1.  Brak muzyki - jest to tak naprawdę jedyny minus całej gry, ale wyłącznie wersji Steam'owej (inaczej minusa żadnego bym nie znalazła). Podobno już coś z tym fantem robią, ale ile na to przyjdzie czekać, to nie wiem. Tak czy inaczej, przeszłam grę na odgłosach świata i nie przeszkadzało mi to specjalnie, choć podkład muzyczny brzmi fantastycznie...

niedziela, 6 marca 2016

Sacred: Podziemia

        Pierwszy i niestety jedyny dodatek do świetnej gry Sacred wnosi wiele nowości, przedłużając tym samym żywotność tytułu oraz pozwalając na spędzenie większej ilości czasu w barwnym świecie Ankarii. Ascaron mógł się nieco bardziej postarać, ale i tak czas, jaki w młodości spędziłam nad tą grą jest niemożliwy do zliczenia :)

PLUSY:
  1. Nowi bohaterowie - do kanonu znanego z podstawki dołączyły dwie całkiem nowe postacie, czyli demoniczna wiedźma i krasnolud. Pierwsza z nich jest akurat moim faworytem zaraz po serafii i leśnej elfce. Silne zaklęcia, wzmocnienia, walka bronią białą to wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba :D Z krasnoluda natomiast można zrobić świetnego wojownika albo tanka, ze względu na jego umiejętności i atrybuty. No i całkiem oryginalnie wyglądają, zupełnie odmiennie od herosów z Sacred.
  2. Przedmioty - wprowadzono całą masę nowych broni, pancerzy, amuletów i zestawów, a co ważniejsze, zmodyfikowano nieco ich opisy wyraźniej ukazując konieczne dla postaci statystyki. Teraz już wiem, które miecze to rzeczywiście miecze, a które to ostrza ;)
  3. Fabuła - udało nam się ocalić Ankarię przed złem, ale zapomnieliśmy, że w podziemiach również się ono czai... które, dziwnym trafem, przypomniało sobie o swoich roszczeniach do magicznej krainy. W ten oto sposób nasz bohater musi ruszyć w pościg za piekielnymi kreaturami, które porwały księżniczkę (baronową?), by wykorzystać ją do swoich niecnych celów... fabuła jest całkiem ciekawa, chociaż ze wstydem przyznaję, że jak to na tego typu tytuły przystało, trochę traktowałam ja po macoszemu ^^"
  4. Lokacje - kilka miejsc na starej mapie Ankarii zostało zapełnionych całkiem nowymi, oryginalnymi lokacjami, zaś te zasiedlono potworami niewidzianymi wcześniej w grze. I bardzo dobrze, bo można zagrać w coś na wzór nowej gry na starych zasadach :) I przy okazji nie wynudzić się jak mops :D
  5. Misje - poza średnio długą kampanią, gracze otrzymali do dyspozycji całkiem sporo zadań pobocznych, więc nie powinni narzekać na brak roboty i zarobków w grze. Niestety trochę gorzej już ze specyfiką zadań, ale ten gatunek tak już ma ;)
MINUSY:
  1.  Wrogowie - do modeli przeciwników nic nie mam, bo są całkiem ciekawe i oryginalne, ale gorzej już z ich umiejętnościami... pomijam fakt, że masa z nich lata, co dla wojownika jest po prostu katorgą. Pomijam driady, które bez animacji przeskakują na duże odległości i szyją z łuków. Pomijam też to cholerstwo, że na ostatnich etapach kampanii zalew przeciwników wręcz uniemożliwia zatrzymywanie się i rozprawianie z nimi. Ale dodam do tego wysysanie magii (umiejętności się nie regenerują), wszystko niemal nas zatruwa (spowalnia to atak i ruch), oplatanie magią uniemożliwiające szybką ewakuację... można się czasem wkurzyć, i to mocno :D
  2. Brak klimatu - w Podziemiu, chociaż ładnym, nie czułam się dobrze. Dodatek odszedł od tego sacredowego klimatu, brakuje mu tego czegoś, co miała i ma nadal podstawka. Muzyka jest nadal dobra, grafika bez zmian, ale mimo wszystko coś nie jest tak, jak być powinno.

sobota, 5 marca 2016

Darkspore

        Smutny koniec nastąpił dla tego tytułu, gdyż EA w dniu 1 marca 2016 oficjalnie zamknęło serwery tej całkiem interesującej produkcji, tym samym uśmiercając ją na wieki. Gra była wyłącznie online, nie wydano także żadnego patcha offline... Graczy pozostawiono na lodzie, nie dając żadnej gratyfikacji za ubicie i tym samym wyrzucenie w błoto całkiem pokaźnej sumki, jaką tytuł długo kosztował na dniach po premierze. Co EA na oburzenie graczy? Stwierdził, że jest wystarczająco dużo gier na Origin, w które można za darmo zagrać przez 48 godzin... moje wsparcie dla EA kończy się w tym momencie. Zbyt wiele błędnych decyzji podjęli, zbyt wiele zepsuli i gier rozszarpali na miliony DLC, abym miała łożyć na nich kolejne fundusze. Szkoda, że takie serie jak Dragon Age, Mass Effect i the Sims są stricte pod Origin...
        Ale kończąc swoje wywody, przejdę wreszcie do samej gry, bo jest naprawdę o czym pisać :)

PLUSY:
  1. Styl gry - pierwszym, co rzucało się w oczy zaraz po zalogowaniu był porywający, futurystyczny interfejs zwany Arsenałem. W nim znajdowali się bohaterowie dostępni w grze: odblokowani, zablokowani, wybrani, zmodyfikowani itp. Istniała możliwość wyboru pomiędzy licznymi przedstawicielami trzech klas, w tym niszczycieli, strażników i mścicieli o różnorodnych genotypach (bio-, cyber-, kwanto-, plazmo- i nekrogeneza). Zróżnicowanie było naprawdę świetne, dawało szeroki popis możliwości, a kreacja trzech drużyn składających się każda z trzech postaci pozwalała na stworzenie wyjątkowych dream teamów. Gracz dowolnie dobierał, zmieniał i ustawiał swój żywy arsenał do walki z obcymi najeźdźcami.
  2. Modyfikacje - podczas rozprawiania się z hordami najeźdźców znajdujemy rozmaite przedmioty, w które możemy wyposażyć naszych bohaterów. Co ciekawe, nie ubieramy ich jak w standardowych erpegach, ale dopiero po zakończeniu misji wracamy na statek i tam modyfikujemy potworki wedle uznania, z zachowaniem odpowiednich cech, oczywiście ;) Jeżeli komuś podobało się tworzenie i całkowicie swobodne kreowanie bestyjek w Spore, to w Darkspore powinno ucieszyć jeszcze bardziej, ponieważ bohaterów można było przerabiać na wiele sposobów - jedynym ograniczeniem była wyobraźnia i poszczególne elementy przeznaczone dla danych gatunków. Ponadto modyfikacje takie jak kończyny, bronie, pancerze, wypustki i inne posiadały odpowiednie bonusy do cech (np. siły, zwinności,  umysłu czy życia). Doprawdy, można było tworzyć tak cudaczne i zabójcze kreatury, że aż szkoda gry :<
  3. Oprawa audiowizualna - piękna, kolorowa grafika wcale nie przypominała bajkowej, chociaż  rewelacyjnie oddawała wyglądy przeróżnych światów i stworzeń. Do tego dobrze wkomponowana muzyka, która raczej szumiała na drugim planie, aniżeli atakowała gracza kakofonią dźwięków i mamy przepis na bardzo przyjemną w odbiorze grę. Przyjemne dla oka, miłe dla ucha i mimo niedoskonałości, można się było świetnie bawić :)
  4. Lokacje - rozmaite, bogate, oryginalne, niepowtarzające się, pełne potworów i skarbów... wędrówki i starcia były bardzo miłym wypełniaczem czasu, szczególnie, że krainy dopracowano i zadbano o wyjątkowe szczegóły. 
  5. Cele - żeby gracze się nie nudzili, a ponadto mieli szansę na wyjątkowo potężny przedmiot w ramach nagrody za odparcie inwazji (dobry żart...), stworzono system celów generowany losowo na każdym poziomie, na który schodzą nasi bohaterowie. I w ten oto sposób otrzymywaliśmy jako bonusowe zadanie zniszczenie 100% zniszczalnych przedmiotów na planecie, zadanie odpowiedniej ilości obrażeń przeciwnikom, ukończenie misji w wyznaczonym czasie czy użycie kapliczek.
  6. Tryb gry - chociaż gra była stricte pod multiplayer, można było także samodzielnie rozprawiać się z grupami wrogów. Zdecydowanie łatwiej było jednak z innymi graczami, a szczególnie tymi, których się zna. Nie zmienia to jednak faktu, że gra bynajmniej nie zmuszała graczy do zbierania się razem, kiedy nie mieli na to ochoty.
MINUSY:
  1.  Awatar profilu gracza - niestety przypisywany czysto losowo do utworzonego profilu, nie zmieniający się pod wpływem osiągnięć, przejścia kampanii, siły i poziomu drużyn czy nawet niemożliwy do zmienienia przez gracza. Dostała mi się obrzydliwa morda jakiegoś plazmowego golema :< 
  2. Drop elementów - ja to w ogóle mam pecha co do dropu losowych przedmiotów w grze, ale Darkspore to już absolutna porażka. Albo leci niskopoziomowy szajs, albo wypasione modyfikacje nie dla moich wybrańców, albo absolutnie nic nie wypada... przez to miałam ogromny problem na środkowych misjach ostatniego poziomu trudności. Bez modyfikacji ani rusz :/
  3. Losowanie wrogów - w Darkspore istniała zależność pomiędzy poszczególnymi gatunkami, trochę jak w Pokemonach: dany genotyp był silniejszy w starciu z innym, ale jeszcze inny dostawał bonus do walki z tym pierwszym. No i jak łatwo na to wpaść, gra na ostatnich etapach ZAWSZE losowała przeciwników o takim genotypie, że mi w pięty szło i moje zróżnicowane drużyny zawsze miały czerwone strzałki w dół :/ Mogli to zrobić bardziej losowe...